Relacja „Poradnika Handlowca” ze sklepów FMCG w Polsce (30.03)

Detal/Hurt

Relacja „Poradnika Handlowca” ze sklepów FMCG w Polsce (30.03)

Im większe środki bezpieczeństwa, tym większe zaufanie ze strony klientów, o czym przekonują się nasi kolejni rozmówcy. Zapraszamy na codzienną relację z sytuacji w sklepach w Polsce.

– Zamknęliśmy sklep i teraz nikt nie wchodzi do środka i nie dotyka towarów. W drzwiach zrobiliśmy ladę i wstawiliśmy szybę z pleksi. Zostawiliśmy tylko okienko do wysokości około 20 centymetrów, aby wydawać towary. Sala sprzedaży ma około 60 m, więc trochę się nabiegamy, aby obsłużyć klientów, którzy czekają w kolejce zachowując odpowiednie odległości. Pracujemy w rękawiczkach i po każdej osobie dezynfekujemy ręce, aby nie przenosić wirusa. Wszyscy mówią, że mamy najbezpieczniejszy sklep w okolicy. Dzięki takim zabezpieczeniom zyskaliśmy bardzo dużo nowych klientów – mówi Ilona Brodnicka, współwłaścicielka sklepu Mały Merkury w Poznaniu, a jej słowa tylko pokazują, jak ważna dla klientów jest obecnie kwestia bezpieczeństwa podczas robienia zakupów. – Obecnie ludzie kupują przede wszystkim podstawowe artykuły żywnościowe, m.in. pieczywo, masło, pakowane wędliny, mleko, mąkę oraz papierosy. I wszyscy pytają o drożdże, których nigdzie w hurtowniach nie ma – dodaje na koniec pani Ilona.

Sklep Mały Merkury w Poznaniu (fot. I. Brodnicka)

Co oczywiste, pewne zabezpieczenia łatwiej wprowadzić w mniejszych placówkach handlowych, ale w przypadku tych większych również można zrobić wiele, aby klienci podczas zakupów czuli się bezpiecznie i komfortowo. – Sklepy, które prowadzę działają pod logo Spar, 4 w dużym formacie EuroSpar o powierzchni od 800 do 1000 mkw. (Rybnik, Kokoszyce, Pszów, Ustroń), 2 jako klasyczne Spary (Wodzisław Śląski, Jastrzębie) o powierzchni 500-600 mkw. Wszystkie placówki pracują w formule samoobsługowej. W tej chwili zatrudniam 230 osób. Opracowaliśmy system pracy zmianowej, podzieliliśmy pracowników w sklepach na dwa zespoły bezpośrednio niemające ze sobą styczności, tak że w razie zakażenia jednej osoby w sklepie nie narażamy pozostałych pracowników z drugiej zmiany na kwarantannę. Dbamy po prostu o to, żeby nasi pracownicy w jak najmniejszym stopniu byli narażeni na niebezpieczeństwo zarażenia. Stąd po każdym kliencie dezynfekujemy wózek, a wpuszczamy w dużych sklepach tylko po 20 klientów do placówki, bo tyle jedynie udostępniamy wózków. Pracownice noszą maski ochronne, przy kasach są zamontowane odpowiednie przegrody. Personel szybko dostosował się do tych zmian wynikających z sytuacji zagrożenia. Boimy się wszyscy, ale pracujemy, żeby zarobić na koszty. Nie mamy zresztą innego wyjścia. Aktualnie zatowarowanie jest w pełni zabezpieczone, może poza środkami dezynfekcyjnymi, które organizujemy własnymi kanałami – opowiada Kazimiera Węglarz, współwłaścicielka 6 sklepów sieci Spar.

Wnętrze sklepu Spar prowadzonego przez Kazimierę Węglarz (fot. K. Węglarz)

Nasza rozmówczyni zapytana przez nas o możliwość skorzystania z pomocy w ramach tzw. tarczy antykryzysowej, nie pozostawia większych wątpliwości. – Jeśli chodzi o ewentualne wsparcie ze strony rządu, to mimo wszystko bardziej liczę na siebie. Jak pracuję 30 lat, to tylko dwa razy skorzystałam z pomocy finansowej, raz zatrudniając osoby niepełnosprawne, a drugi raz z Unii Europejskiej, ale wówczas musiałam wypełnić „górę” dokumentów. Obecnie dla mnie najważniejszy jest mój personel, cały czas się martwię o moich pracowników. Musimy przetrwać ten trudny okres – dodaje na koniec pani Kazimiera.

Kwestia personelu jest teraz dla handlowców kluczowa. Bez odpowiedniej liczby pracowników funkcjonowanie sklepu może szybko zostać zdezorganizowane. – Sklep działa w tej chwili na „pół gwizdka”, po prostu jedna z dwóch pracownic jest nieobecna z powodu opieki nad swoim dzieckiem. Dlatego byłem zmuszony skrócić godziny otwarcia – obecnie pracujemy w godzinach 6.00-14.00. Dodatkowo niedaleko miałem szkołę i dzieciaki chętnie po drodze do mnie zaglądały, był spory ruch. Teraz na tę klientelę oraz w najbliższych dniach zupełnie nie mogę liczyć – z tego tytułu mam odczuwalnie mniejsze obroty. Obecnie w sklepie widuję wyłącznie dorosłe osoby. Wprowadziłem limitowane wejścia do sklepu – może w nim przebywać tylko jeden klient, o czym informuję na drzwiach wejściowych, muszę dbać o bezpieczeństwo pracownika – mówi Rafał Glanert, właściciel sklepu spożywczo-przemysłowego w Grudziądzu, który z lekkim niepokojem spogląda w przyszłość. – Na szczęście skończyły się problemy z asortymentem, wcześniej brakowało, chyba jak wszędzie, mąki, makaronów i środków antybakteryjnych czy mydeł w płynie. Teraz jest wszystko w porządku. Mam niestety obawy, co będzie dalej, jeśli epidemia potrwa jeszcze kilka miesięcy? Czy będzie zapewnione zatowarowanie? Czy podołamy finansowo w przypadku drastycznego spadku obrotów? Na bieżąco analizujemy z księgową różne warianty dalszego działania. W tej chwili panuje duża niepewność. Przykładowo moja żona prowadzi dwa zakłady fryzjerskie, zatrudniając 12 osób i od dwóch tygodni są one zamknięte z braku klientów – dodaje na koniec.

Pracownik sklepu Spar w masce ochronnej (fot. K. Węglarz)