Marta Dziedzic, właścicielka pięciu sklepów Delikatesy Centrum

Wywiady

Marta Dziedzic, właścicielka pięciu sklepów Delikatesy Centrum

15 czerwca 2016

„Poradnik Handlowca”: Jak zaczęła się Pani przygoda z handlem, dlaczego Pani wybrała taką drogę?

Marta Dziedzic: Zaczynałam w 1991 r. w Trzcianie. Z zawodu jestem położną, ale miałam wtedy dwoje małych dzieci, więc zastanawiałam się, co zrobić, jak zarabiać, żeby mieć wystarczające środki na utrzymanie. Wówczas postanowiłam spróbować swoich sił w handlu. W garażu, na powierzchni około 30 metrów kwadratowych, urządziłam niewielki sklep spożywczy. Oczywiście była to sprzedaż tradycyjna. Towar dowoziliśmy własnymi samochodami razem z mężem. Najczęściej po zaopatrzenie jeździłam w niedzielę do Krakowa, po południu wyceniałam i potem cały tydzień nim handlowałam. Mąż mnie bardzo wspierał i mi pomagał. I tak to się zaczęło. Później postawiliśmy mały sklep, około 80 metrów kwadratowych powierzchni, dokupiłam jeszcze działkę i postawiliśmy duży budynek, 1000 metrów kwadratowych, z czego 380 to Delikatesy Centrum, reszta to sklep odzieżowy córki, zaplecza, magazyny. W tej chwili zatrudniamy 70 osób.

W którym momencie pojawiły się Delikatesy Centrum i dlaczego je Pani wybrała?

Handel stawał się coraz trudniejszy. Przede wszystkim konkurencja rosła w siłę, więc chciałam wejść do jakiejś sieci, żeby uzyskać wsparcie. Zainteresowałam się Delikatesami Centrum. Przedstawiono mi szczegółowe informacje, jak działa sieć, ale przyznam, że początkowo podchodziłam do tego z rezerwą. Do podjęcia decyzji na tak nakłonił mnie pan, który przeszedł z Igi do Delikatesów Centrum. To był 2009 rok.

Co Pani dało wejście do tej franczyzy?

To była rewolucja w moim życiu. Musiałam zupełnie zmienić sposób zarządzania swoim sklepem. Wszystkiego musiałam uczyć się od nowa, mimo że wcześniej pracowałam w handlu w branży spożywczej. Pracownicy, którzy od lat u mnie pracowali, też uczyli się wszystkiego na nowo. W krótkim czasie wpadłam w ten wir Delikatesów Centrum i doszłam do wniosku, że jest mi dużo lżej. Nie byłam już obarczona zamówieniami i tym, że wszystko jest na mojej głowie. Dostałam od Eurocash bardzo duże wsparcie.

A jak dzisiaj, po tylu latach, wygląda Pani sieć sklepów Delikatesy Centrum?

Kiedy już na dobre poznałam zasady funkcjonowania franczyzy Delikatesów Centrum, zaproponowano mi wejście do sieci z drugim sklepem – w Tymowej. A później wszystko samo się potoczyło. W tej chwili mam już pięć sklepów.

Pani sklepy są od siebie oddalone czasem nawet o kilkadziesiąt kilometrów. Jak udaje się Pani nad nimi zapanować?

Po otwarciu kolejnego sklepu w Cianowicach musiałam zatrudnić kierownika regionalnego. Sklep bardzo szybko się rozwijał i osiągał dobre wyniki, więc poprosiłam dział ekspansji Eurocash o pomoc w znalezieniu kolejnej lokalizacji w regionie Czeladź. Tak otworzyliśmy Wadowice, potem Sułkowice. Dzięki temu powstała sieć sklepów w rejonie Czeladzi i biznes jest bardziej opłacalny dzięki redukcji kosztów. Utrzymanie sklepów wymaga ciężkiej pracy, a w nowo otwieranych placówkach musiałam być codziennie, zanim zaczęły sprawnie działać. Na pewno trzeba być w sklepach co najmniej dwa, trzy razy w tygodniu, więc raz jestem ja, raz kierownik regionalny.

Czy są jakieś różnice między sklepami, czy dostosowuje Pani swoje działania do indywidualnych potrzeb lokalnego środowiska?

Jest takie powiedzenie, że jak staniesz w miejscu, to zaczniesz się cofać i sprawdza się to w życiu w stu procentach. Uważam, że jak wsiadłam raz do tego pociągu, to trzeba już nim jechać, przeć do przodu i dolewać paliwa. A różnice między potrzebami klientów są ogromne. Przede wszystkim zupełnie inne są sklepy na wsi, a zupełnie inne te z miasta. Klient w mieście jest dużo bardziej wymagający i jest bardziej wrażliwy cenowo. Ale często jest to działanie na wyczucie, absolutnie nie ma tu szablonowej pracy. Bardzo indywidualnie podchodzę do każdego sklepu.

A czy Akademia Umiejętności była dla Pani realnym wsparciem?

Uważam, że inwestowanie w pracowników to sukces firmy. Ich udział w szkoleniach oferowanych przez Akademię Eurocash przekłada się zdecydowanie na wyższy poziom obsługi, zwłaszcza na stoiskach z produktami świeżymi. Jest to bardzo pomocne narzędzie dla pracowników. Moje sklepy i pracownicy to jedna, wielka rodzina. Wszyscy się znają, panuje miła i przyjazna atmosfera. Dzięki temu mam stały zespół ludzi, jedna z pracownic pracuje u mnie ponad 20 lat. Do każdego pracownika podchodzę indywidualnie. Jestem otwarta na ich potrzeby, ale tego samego wymagam od nich. Jeżeli trzeba zostać dłużej w pracy, nigdy mi nie odmawiają, a ja traktuję ich tak samo.

Pani sklepy są modelowe, nagradzane, stanowią wzór dla innych franczyzobiorców. Czy te wyróżnienia mają dla Pani znaczenie?

Spośród pięciu moich sklepów, flagowe mam dwa. Są to Trzciana i Cianowice. W Cianowicach powieliłam wszystkie najlepsze standardy i rozwiązania, jakie wypracowałam w Trzcianie. Na każdym balu franczyzobiorców moje sklepy otrzymują wyróżnienie „Najwyższa jakość” i pięć gwiazdek. Ma to dla mnie ogromne znaczenie. Personel otrzymuje nagrody finansowe, a ja mam wielką satysfakcję. Trzciana od początku, kiedy przyznawane są „gwiazdki” otrzymuje je co roku, Cianowice także są nagradzane, Tymowa otrzymała wyróżnienie dwukrotnie, a Sułkowice raz.

Wiemy, że rynek bardzo dynamicznie się zmienia, przybywa na nim nowych graczy. Jak w tej sytuacji radzi sobie Pani z konkurencją?

Rynek jest coraz trudniejszy. Największą konkurencją jest dla mnie Biedronka. Ale nie załamuję rąk, tylko działam. Korzystam z różnego rodzaju narzędzi, które daje mi Eurocash, ale także z tych, które sama opracowuję i wdrażam. Na pewno nie można spocząć na laurach. Przede wszystkim dbam o jakość towaru, bo nie zawsze niska cena jest magnesem dla klientów. Często klient woli kupić droższą szynkę, bo wie, że zje smaczny produkt. Dlatego stawiam na jakość. W walce z konkurencją pomagają promocje w gazetkach, organizujemy także własne promocje i konkursy.

Patrząc z perspektywy czasu i Pani doświadczeń, czy gdyby można było cofnąć czas, jeszcze raz wybrałaby Pani taką drogę?

Zdecydowanie tak i dużo wcześniej weszłabym do sieci. Gdybym tego nie zrobiła, to pewnie bym zginęła w natłoku konkurencji na rynku. W ilości siła. Mogę szczerze przyznać, że dzięki wejściu do franczyzy Delikatesów Centrum jest mi dużo lżej. Nie skupiam się na drobnych sprawach, które zabierały mi dużo czasu. Koncentruję się na tym, żeby personel był dobrze zorganizowany, żeby brał udział w szkoleniach Akademii Eurocash, żeby wiedza teoretyczna przełożyła się na praktykę. Bardzo dużym wsparciem jest dla mnie mój mąż, który jest odpowiedzialny za sprawy techniczne w sklepach. Mam także ogromne wsparcie w dorosłych już dzieciach.

Czy uważa się Pani za spełnioną kobietę w sensie biznesowym, bycia znaną osobą dla lokalnej społeczności?

Bardzo angażuję się w życie lokalnej społeczności, w różnego rodzaju imprezy. Przed każdymi świętami organizujemy zbiórki żywności dla dzieci z domu dziecka i rodzin patologicznych. Czynnie uczestniczę w dniach naszej gminy. Zawsze staramy się wspierać lokalne imprezy. W miejscowości, w której mieszkam zatrudniam swoich sąsiadów. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła żyć inaczej.

Dziękujemy za rozmowę.