Relacja “Poradnika Handlowca” ze sklepów FMCG w Polsce (23.03)

Detal/Hurt

Relacja “Poradnika Handlowca” ze sklepów FMCG w Polsce (23.03)

Gdyby sytuację z zeszłego tygodnia w polskim handlu określić jednym słowem, byłaby to „stabilizacja”. Braki w zatowarowaniu występują już coraz rzadziej, choć niektórzy handlowcy wciąż o nich wspominają, a klienci wyraźnie skupili się na konsumpcji towarów nabytych podczas zakupowej gorączki, która ogarnęła kraj po pierwszej decyzji o zamknięciu szkół.

– W tym tygodniu ruch się uspokoił. Jedynie w poniedziałek zanotowałam zwiększoną sprzedaż, jednak od tego momentu widzę stabilizację i powrót do wcześniejszych obrotów. Tylko pojedyncze jednostki robią większe zakupy. Sytuacja na giełdach również się normalizuje. Niemal wszystkie produkty są dostępne bez przeszkód, jedynie części artykułów sypkich nadal brak. Wcześniej nie było to tak oczywiste, ponieważ w halach hurtowni panowały duże braki – mówi Anna Ściubeł, właścicielka sklepu ogólnospożywczego „A&A” z Gdańsku

Sklep sieci Biedronka w Szamotułach (fot. Patryk Łusiewicz)

O drobnych brakach w hurtowniach mówią także inni handlowcy. – Powoli zaczynają się problemy z dostawami. Nie ma pełnego asortymentu ryżu, kaszy. Hurtownicy wprowadzają do oferty nieznane wcześniej marki, brakuje tych wiodących, najbardziej popularnych marek produktów. Klientów jest generalnie mniej, przychodzą rzadziej, ale robią większe zakupy – przyznaje Lidia Niemier, właścicielka sklepu ogólnospożywczego w Poznaniu. Nasza rozmówczyni zauważa także, że nie wszystkie rozwiązania wprowadzone w jej sklepie w związku z koronawirusem zdały egzamin. – W ubiegłym tygodniu wprowadziliśmy sprzedaż z drzwi, ale zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Nie wszystko można wyeksponować i trudno jest zebrać wszystkie produkty dla klienta i donieść do drzwi. Teraz wpuszczamy po jednej osobie na kasę, a że mamy dwie kasy, więc są dwie osoby kupujące i dwóch sprzedawców. Pozostałe osoby czekają przed sklepem – przyznaje pani Lidia. Nie znaczy to jednak, że w jej sklepie nie zwraca się uwagi na bezpieczeństwo klientów i higienę. – Dezynfekujemy terminale po każdym użyciu z wpisaniem pinu, czyścimy też kasę, stoły, koszyki. Sprzedawcy noszą rękawiczki, ale to nie ze względu na koronawirusa, tylko od zawsze chronimy ręce, ponieważ sprzedajemy owoce i warzywa. Jestem producentem warzyw, więc dużo asortymentu mam ze swoich upraw. Natomiast w pozostałe warzywa i owoce zaopatruję się na giełdzie na Franowie. Nie ma większych problemów z zakupami, podrożała jedynie cytryna, ale za to staniał polski pomidor malinowy – dodaje na koniec Lidia Niemier.

Niektórzy z handlowców zauważają z kolei, że w ich sklepach spadła liczba klientów. – Ruch w tym tygodniu zmniejszył się w bardzo dużym stopniu. Notuję około 50% mniej klientów niż zwykle. Mam wrażenie, że okoliczni mieszkańcy przejadają to, co kupili wcześniej na zapas. Przychodzą tylko, po produkty, których im brakuje. Głównie sprzedaję słodycze, w tym dużo cukierków, kawę oraz papierosy. W przypadku wyrobów tytoniowych wcześniej korzystałem z dostaw bezpośrednio od producenta, jednak ze względu na ograniczenie bezpośrednich kontaktów przez przedstawicieli, musiałem zacząć zaopatrywać się w papierosy w hurtowni –  powiedział Jerzy Sowa, właściciel sklepu „Pawełek” w Dzierżoniowie.

Sklep “Pawełek” w Dzierżonowie (fot. Jerzy Sowa)

Nie jest jednak tak, że wszyscy właściciele placówek handlowych narzekają na mniejszy ruch. Niektórzy z nich widzą w swoich sklepach nowych kupujących, którzy do tej pory korzystali z oferty supermarketów czy dyskontów. – Trudno powiedzieć czy ruch jest mniejszy, pojawili się nowi klienci, którzy wybierają nasz sklep, ponieważ boją się jechać do większych placówek, gdzie jest dużo ludzi. Niedaleko nas trwają prace przy torach kolejowych i kupuje u nas wielu pracowników. Wcześniej często jeździli po większe zakupy do dyskontu, a teraz przychodzą do nas, aby realizować bieżące potrzeby – mówi nam Halina Dudek, właścicielka sklepu spożywczego w Czesławicach (gmina Nałęczów). – Do sklepu wpuszczamy jedynie po trzy osoby. Czasami zdarzają się opóźnienia w dostawach, ale to sporadycznie. Na razie mamy większość asortymentu w sklepie, niewielkie braki są spowodowane tym, że hurtownie nie mają danego towaru na stanie. Brakuje trochę napojów, ale przede wszystkim nabiału. Ratujemy się, szukając u innych dostawców. Wcześniej zaopatrywały nas przede wszystkim hurtownie, teraz muszę sama jeździć na zakupy, aby zagwarantować pełną ofertę. Natomiast nie ma problemów z asortymentem chemii gospodarczej, sprzedajemy zarówno płyny dezynfekujące, jak i mydło – kończy nasza rozmówczyni.

Choć niemal wszyscy handlowcy narzekają na mniejsze obroty w zeszłym tygodniu, być może jego końcówka przyniosła im odbicie. Większą liczbę klientów można było zauważyć nie tylko w marketach. Na tradycyjną sobotnią kolejkę natknęliśmy się także w sklepie spożywczym „U Braci” na poznańskim Junikowie. W obliczu epidemii właściciele sklepu proszą klientów o pozostanie na zewnątrz i wchodzenie do środka pojedynczo. Przy wejściu zainstalowano dozownik z płynem do dezynfekcji, zrezygnowano z większości regałów samoobsługowych przesuwając kasę bliżej wejścia. Sprzedających jak zawsze z uśmiechem braci od klientów oddziela szyba z pleksi. Obok standardowo szerokiej oferty produktów świeżych i delikatesowych, w sprzedaży także tak poszukiwany ostatnio płyn antybakteryjny, o którego braku w hurtowniach wspominało tak wielu handlowców.

 

Sklep “U Braci” na ul. Ścinawskiej w Poznaniu (fot. Zbyszko Zalewski)

Prawdopodobnie zatem sobota była dla handlowców dniem, w którym mogli odrobić choć w części spadki obrotów z całego tygodnia. Czy faktycznie to się udało, zapytamy ich o to w jutrzejszej relacji.