Łukasz Warzecha: Państwowe sklepy, domy i internet

Aktualności

Łukasz Warzecha: Państwowe sklepy, domy i internet

19 maja 2022

Wydawałoby się, że socjalizm został już wystarczająco przetestowany, szczególnie w naszej części Europy, ale też w innych miejscach globu, takich jak Wenezuela czy Kuba. Skutki eksperymentów wszędzie były identyczne: bieda, niedobory, inflacja. Przypadek? Nie sądzę.

Wydawałoby się też, że wobec masy praktycznych dowodów, jak kończy się sięganie po socjalistyczne rozwiązania, te próby ustaną. A jednak. Socjalizm wraca po różnymi zamaskowanymi postaciami. Czasem mówi się o „społecznej gospodarce rynkowej”, czasem o współczuciu dla uboższych, czasem o koniecznej (niby dlaczego?) większej roli państwa „w trudnych czasach”. Rezultat jednak zawsze jest taki sam, jak był przez dziesiątki lat: opłakany.

Najnowszy, już realizowany pomysł władzy, jest jak żywcem wyjęty z głębokiego Peerelu: to Krajowa Grupa Spożywcza – państwowy koncern, który ma za zadanie – jak tłumaczył minister aktywów państwowych Jacek Sasin – „skonsolidowanie państwowego sektora spożywczego w jednym silnym podmiocie, który będzie wspierał politykę państwa w tym sektorze”. Szef MAP porównywał powołanie koncernu do działań konsolidacyjnych w sektorze paliwowym, który czeka na połączenie Orlenu i Lotosu. Jednak pomiędzy jednym a drugim jest gigantyczna różnica. Obie spółki paliwowe już de facto były państwowe. Są też właścicielami jedynych polskich rafinerii, więc ich zjednoczenie nie stwarza dla nikogo konkurencji w tej dziedzinie. Mówimy wreszcie o sektorze, który dotyczy sprawy faktycznie strategicznej. To nie znaczy, że należy na działania obu spółek oraz decyzję o ich połączeniu patrzeć bezkrytycznie, ale oznacza to, że mówimy o całkowicie innej sprawie niż obrót i handel artykułami spożywczymi. Handel, ponieważ zaczęły się już pojawiać głosy, że po powołaniu KGS miałby przyjść czas na sieć państwowych sklepów. Wspomniał o tym wicepremier i minister rolnictwa Henryk Kowalczyk.

Nasi rodzimi „empatyczni” socjaliści zapominają, dlaczego socjalizm się wyłożył. Otóż nie może działać system, gdzie ceny masła i ogórków dekretują partyjni dygnitarze w Warszawie w oderwaniu od kosztów produkcji oraz utrzymania systemu pośrednictwa i sprzedaży. A z zapowiedzi wynika, że w tę mniej więcej stronę miałoby to zmierzać. Wystarczy przypomnieć głośną wypowiedź posła PiS Kazimierza Smolińskiego, któremu wymsknęło się kiedyś w programie Polsatu, że możliwe jest wprowadzenie cen regulowanych na podstawowe artykuły. Są jeszcze dwa poważne problemy związane z pomysłami rządu.

Pierwszy to ten, że jeśli państwo wchodzi w jakąkolwiek branżę, w której działają prywatni przedsiębiorcy, to jest to wprost przypadek nieuczciwej konkurencji. To mniej więcej tak, jakby na boisku nagle sędzia przejął piłkę i sam sobie odgwizdał rzut karny. Państwo ustala reguły, więc jeśli jednocześnie bierze udział w biznesie, to ustala reguły samo dla siebie.

Drugi to ten, jaką argumentację stosuje się dzisiaj dla uzasadnienia powołania KGS. Politycy PiS mówią, że to konieczne ze względu na bezpieczeństwo państwa. W tym wypadku – żywnościowe. Bo państwowa instytucja ma rzekomo lepiej to bezpieczeństwo zapewnić niż rynek. Tyle że na tej zasadzie można upaństwowić w zasadzie każdą dziedzinę gospodarki, zwłaszcza że wojna w Ukrainie wpływa na każdą z nich. Może się okazać, że trzeba powołać Państwowy Holding Budowlany, bo brakuje mieszkań, a przecież ważne jest bezpieczeństwo mieszkaniowe. Albo że musi powstać Narodowy Operator Internetowy, bo w razie zagrożenia internet jest zbyt ważny, żeby powierzać tę łączność prywatnym firmom. I tak dalej, i tak dalej. Nie ma tu granicy, wszystko zależy niestety tylko od inwencji polityków. A tej miewają aż za wiele.

Autor: Łukasz Warzecha

Przeczytaj także: Wzrost eksportu polskiej żywności