Czy posłanka lewicy obraziła mikrofirmy nazywając je „biedafirmami”?

Aktualności

Czy posłanka lewicy obraziła mikrofirmy nazywając je „biedafirmami”?

Gdyby zrobić wśród przedsiębiorców ankietę, które ugrupowanie obecne w parlamencie jest najbardziej nieprzyjaźnie do nich nastawione, konkurencja byłaby ostra. O pierwsze miejsce mogłyby konkurować z sobą Lewica i PiS, ta druga partia szczególnie po wprowadzeniu Polskiego Ładu – bodaj najbardziej niekorzystnej dla przedsiębiorców jednorazowej zmiany w historii III RP –  pisze w swoim felietonie Łukasz Warzecha.

Są w obu ugrupowaniach harcownicy, którzy w tej konkurencji starają się co jakiś czas zdobyć dodatkowe punkty. Taki na przykład Kazimierz Smoliński z PiS, który nagle stwierdza, że „chcemy wprowadzić ceny regulowane na podstawowe artykuły spożywcze” – a przecież nie jest to wypowiedź odosobniona. Sam Jarosław Kaczyński ma na swoim koncie wiele opinii wskazujących na jego niechętny stosunek do przedsiębiorców. Jedna z najsłynniejszych to ta wygłoszona podczas konferencji „Odpowiedzialność przedsiębiorców za Polskę” w szkole medialnej o. Tadeusza Rydzyka w 2017: „Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że istnieje państwo, że istnieją inni, to wszystko trzeba brać pod uwagę. Jeśli ktoś nie jest w stanie prowadzić działalności gospodarczej w takich warunkach, to znaczy, że się do niej po prostu nie nadaje”. Prezes Kaczyński skomentował w ten sposób problemy niektórych przedsiębiorców z opłacaniem składek na ZUS. Składek w Polskim Ładzie podniesionych radykalnie.

Ostatnio w tej samej konkurencji zabłysnęła posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska. Pani poseł postanowiła podzielić się na Twitterze tekstem z „Gazety Wyborczej”, który dotyczył średnich wynagrodzeń w różnej wielkości firmach. „Politycy zachęcają Polaków do zakładania własnych firm. Problem w tym, że mikrobiznesy są najmniej wydajnymi podmiotami w gospodarce. W 2020 roku średnia płaca w mikroprzedsiębiorstwach wynosiła 3509 zł brutto, czyli zaledwie 2561 zł na rękę” – napisała. Gdy post zebrał dużo krytycznych komentarzy, Żukowska postanowiła brnąć dalej: „Nic tu nie ma o ZUS-ie czy podatkach. Jest o tym, które przedsiębiorstwa generują wzrost gospodarczy i w których są wyższe płace. Gospodarce zwyczajnie opłaca się promocja zatrudnienia w dużych firmach, a nie głaskanie po głowie biedafirm”. Można by na początek wytknąć pani poseł, że nie rozumie pojęcia wydajności, które z wynagrodzeniami w małych firmach nie ma wiele wspólnego. Wydajność oznacza przecież, jaką pracę wykonuje dany pracownik – co może mieć swoje odbicie w ogólnych statystykach. W małych biznesach podniesienie wydajności bardzo często nie jest możliwe ze względu na ich naturę. Jak podnieść wydajność w małym sklepie? To nie fabryka układów scalonych. Dalej mamy kolejnego babola.

Pani poseł powinna może zerknąć do podstawowych statystyk, pokazujących wpływ poszczególnych sektorów na polski PKB. Przekonałaby się, że MiŚP generują prawie połowę polskiego PKB, w tym mikroprzedsiębiorstwa – około jednej trzeciej. Nie ma więc żadnej przesady w stwierdzeniu, że to mali i średni przedsiębiorcy są solą polskiej gospodarki. Że to na ich pracy się ona opiera – ale też oni są najbardziej naciskani, drenowani i gnębieni.

Wiemy już, że pani poseł Żukowska nie ma o gospodarce zielonego pojęcia, ale ważniejsze w tej historii jest, że z autentyczną pogardą wyraża się o drobnych przedsiębiorcach, ich firmy nazywając „biedafirmami”, kontrastując je z wielkimi przedsiębiorstwami. I to wiele mówi nam o nastawieniu współczesnej lewicy, która bije pokłony przed światem wielkich korporacji, działających w zdepersonalizowanej postaci, prowadzonych nie przez właścicieli (których jest multum za pośrednictwem giełdy), ale przez wynajętych menadżerów. Właściciele małych biznesów powinni o tym pamiętać, podejmując wyborcze decyzje.

Autor: Łukasz Warzecha