Relacja „Poradnika Handlowca” ze sklepów FMCG w Polsce (08.05)   

Detal/Hurt

Relacja „Poradnika Handlowca” ze sklepów FMCG w Polsce (08.05)  

Koronawirus wpłynął na funkcjonowanie sklepów oraz działania ich właścicieli na wielu płaszczyznach, a jedną z nich jest kwestia zaopatrzenia placówek handlowych. Ostatnie tygodnie to okres rzadszych wizyt przedstawicieli producentów w sklepach, za to częstszych odwiedzin handlowców w hurtowniach. Zapraszamy na codzienną relację ze sklepów FMCG w Polsce.

– Jeśli chodzi o dostawy asortymentu do moich pięciu sklepów, to w zasadzie nic się nie zmieniło. Posiadam własny transport, który jest dużym atutem w dowozie towarów do poszczególnych placówek handlowych. Codziennie moi pracownicy jeżdżą do hurtowni. Mamy dość spory obrót i po prostu trudno byłoby zgromadzić w magazynach sklepowych wystarczające ilości towaru na kilka dni – opowiada Adam Hycki, właściciel sieci 5 sklepów spożywczych EHA w Koszalinie. – Głównie zaopatruję się w lokalnej hurtowni Eurocash – praktycznie cała sfera spożywcza, z wyjątkiem alkoholi, którą ta hurtownia dowozi bezpośrednio do sklepów. Korzystam również z giełdy rolniczej (warzywa, owoce, pozostałe płody rolne), z hurtowni Makro (warzywa). Natomiast pieczywo mam dostarczane z lokalnych piekarni (GS Koszalin, GS Sianów – tak na marginesie, bardzo smaczne). Oprócz tego dowożą mi produkty nabiałowe z hurtowni SOT Szczecin i z lokalnego Serkolu – dodaje.

A jak wyglądała sytuacja na początku epidemii? Czy praca handlowców i kwestie zaopatrzenia zostały wywrócone wtedy do góry nogami? – W początkowym okresie po pojawieniu się koronawirusa w Polsce występowały problemy z dostępnością chleba i mięsa. Zamknięta była przez 2 tygodnie część hurtowni, a w części nie można było płacić gotówką przy dokonywaniu zakupów – mówi Andżelika Gradowska, właścicielka sklepu „Nikol” w Łodzi. – Przedstawiciele handlowi przez okres miesiąca kontaktowali się tylko drogą telefoniczną. Od momentu, gdy z powrotem zaczęli odwiedzać mój sklep, zachowywane są wszelkie środki ostrożności. Nie ma możliwości, żeby ktoś wszedł do mojej placówki bez maseczki i rękawiczek. Zaopatruje się na rynku hurtowym przy ulicy Zjazdowej. Teraz sytuacja się unormowała i nie ma problemów ze zdobyciem towaru – przyznaje pani Andżelika.

Jak jest dzisiaj? Czy wszystko powoli się normuje i przedstawiciele handlowi częściej pojawiają się w sklepach? Jak na ich wizyty reagują sami handlowcy? – Wielu producentów położyło nacisk na bezpieczeństwo swoich ludzi i ograniczyło wizyty w sklepach, dlatego zamówienia w większości przypadków składamy drogą mailową. Z hurtowniami również więcej kontaktujemy się mailowo i telefonicznie, ale jest kilku przedstawicieli handlowych hurtowni, którzy przyjeżdżają do sklepu – twierdzi Klaudiusz Kijak, właściciel sklepu 13 w Kobylnicy. – W kontaktach bezpośrednich wymagamy maseczek i zachowania podstawowych zasad bezpieczeństwa. Nie jest już tak, jak było dotychczas, czyli rozmowa przy kawie i ciastku. Teraz czas spotkania ograniczamy do minimum, szybko i sprawnie załatwiamy sprawy i składamy zamówienia – opowiada nasza rozmówca.

– W ostatnich dniach mocno wzrosła liczba wizyt przedstawicieli handlowych w sklepie. Bywa, że mam ich kilka dziennie, oczywiście z zachowaniem wszelkich środków bezpieczeństwa. Wcześniej te kontakty były sporadyczne, choć są producenci, którzy nigdy tej formy relacji z handlem nie zaprzestali. Jednak większość decydowała się na kontakty telefoniczne czy mailowe. Osobiście jestem jednak zwolennikiem normalnej bezpośredniej rozmowy, bo to buduje zawsze dobre relacje – dodaje Adam Hycki.

Są i tacy handlowcy, którzy nie odczuli wielkiej różnicy, gdy w Polsce ogłoszono stan epidemii. Wirus lub nie, i tak codziennie musieli oni odwiedzać hurtownie. – Nie zauważyłam większych zmian w funkcjonowaniu hurtowni od momentu, gdy w kraju pojawił się koronawirus. Korzystam z nich niezmiennie, codziennie. Nie spotkałam się z problemem wejścia do hali ani nieakceptowaniem płatności gotówką. Przedstawiciele handlowi odwiedzają moją placówkę rzadko i nie zauważyłam żadnej dłuższej przerwy w ich wizytach – opowiada Elżbieta Borzęcka, właścicielka sklepu warzywno-spożywczego w Warszawie.

– Nasz sklep w 50 procentach zaopatrują dostawcy, po pozostały asortyment jeździmy sami. Zamówienia są realizowane w miarę terminowo. W hurtowniach, które samodzielnie odwiedzam, żeby zaopatrzyć sklep brakuje jedynie rękawiczek lateksowych i foliowych. Wszystkie inne grupy produktowe są dostępne – dodaje Klaudiusz Kijak.

Handlowcy zauważają, że powoli sytuacja zaczyna się normować, co niewątpliwie jest pozytywnym sygnałem. – Dobrze, że wraca normalność i rynek próbuje odbudować dawne kontakty. Na szczęście nie odczuwamy też żadnych braków, jeśli chodzi o zaopatrzenie w asortyment. Zauważam jednak wzrosty cen, choć nie są one drastyczne i nie dotyczą wszystkich grup produktowych. Najbardziej chyba jest to widoczne w środkach ochrony osobistej, które nie powinny na logikę aż tak podrożeć – opowiada Adam Hycki.

– Obecna sytuacja nie jest uciążliwa, a współpraca z przedstawicielami idzie sprawnie, można to ogarnąć. Nie musimy robić samodzielnie większych zakupów niż dotychczas – dodaje na koniec Klaudiusz Kijak.