Trudne czasy wymagają kreatywności – coraz więcej niezależnych handlowców wprowadza w swoim sklepie rozwiązania, dzięki którym klienci mogą w prostszy sposób robić zakupy. Dodatkowo, pojawiają się ich pierwsze opinie nt. tarczy antykryzysowej.
– Epidemia koronawirusa dotyka działalności Spółdzielni. W pierwszych dwóch tygodniach marca odnotowano duże wzrosty sprzedaży, jednak w kolejnych dniach sytuacja odwróciła się. W pierwszym miesiącu nie odnotowaliśmy jednak dużych spadków obrotów – tłumaczy Małgorzata Czarniak, prezes zarządu Spółdzielni Rolniczo-Handlowej „Rolnik” ze Żnina. – Niezwykła sytuacja, w której się znaleźliśmy powoduje wzmożone środki ostrożności zarówno w prowadzonych przez Spółdzielnię sklepach, jak i piekarni. Zabezpieczono wszystkie stanowiska pracy. Przy kasach pojawiły się ekrany z pleksi. Skrócono także czas otwarcia placówek handlowych. W piekarni ograniczono z kolei ruch osób z zewnątrz. W ramach zabezpieczenia się na różne scenariusze wprowadzono w centrali program zastępstw oraz pełnomocnictw – dodaje.
Od czasów nastania epidemii zmniejszyła się liczba klientów w sklepach. Wartość koszyka zakupowego poszła jednak zdecydowanie w górę. Wcześniej zdarzały się osoby przychodzące po zakup jednego artykułu. Teraz ograniczając liczbę wyjść do sklepów, kupujący przestawili się na robienie większych zakupów – mówi Jerzy Kowalczyk, współwłaściciel dwóch sklepów z Żninie. – Sytuacja związana z koronawirusem ma duży wpływ na działalność handlową. Ostrożność i nieufność paraliżują całe życie społeczne, co przekłada się na kondycję sklepów. Chcąc zagwarantować bezpieczeństwo załodze oraz klientom wprowadziliśmy zabezpieczenia taflą z pleksi stoisk mięsnych, alkoholowych oraz kasowych. Ponadto na drzwiach pojawiły się instrukcje dotyczące zachowania w sklepach. Na podłodze zaznaczono miejsca, jakie powinni zając klienci, chcąc zachować bezpieczną odległość między sobą. Personel sklepu wyposażony jest ponadto w rękawiczki oraz maseczki ochronne – dodaje.
Sklep Euro Market w Żninie (fot. J. Kowalczyk)
Niestety, niektórzy handlowcy w ostatnich dniach w swoich sklepach zauważyli zmianę na gorsze. – Obecnie mam zdecydowanie mniej klientów. W Międzychodzie ludzie prawie wcale nie wychodzą na ulicę. Dziennie przychodzi około 20 osób, dlatego też pracuję o dwie godziny krócej. Obroty w sklepie znacząco spadły – opowiada Elżbieta Urbaniak, właścicielka sklepu “Haneczka” w Międzychodzie, z którą rozmawialiśmy już kilkanaście dni temu. – Na początku nie miałam problemów z zamówieniami, dostawcy realizowali je na bieżąco. Teraz to się zmieniło. Dostawcy przyjeżdżają rzadziej, kiedyś byli raz w tygodniu, teraz są co dwa tygodnie. Jak jest towar, to dzwonią, jak nie mają takiej ilości towaru, która im pozwala na wyjazd, to nie przywożą. Częściej sama jeżdżę do hurtowni w Sękowie i uzupełniam asortyment. Mają tam prawie całą ofertę, większość produktów można kupić.
– Po pierwszym boomie zakupowym wszystko wróciło do normy i teraz wiemy dokładnie, ile asortymentu zamawiać. Dodatkowo wprowadziliśmy możliwość zamawiania mailowo przez klientów mięsa i wędlin i ich odbioru w sklepie bez konieczności stania w kolejce. Chcemy w ten sposób skrócić maksymalnie czas pobytu w placówce handlowej i zminimalizować kontakty międzyludzkie. Wprowadziliśmy to już teraz, choć planowaliśmy krótko przed świętami. Mamy też do dyspozycji własny transport, co w obecnych okolicznościach jest atutem, zwłaszcza w przypadku załamania dostaw zewnętrznych – opowiada Marek Bort, współwłaściciel sieci 28 sklepów współpracujących w ramach Grupy Zakupowej Kupiec.
Sklep “Haneczka” w Międzychodzie (fot. arch. Elżbieta Urbaniak)
Nie brakuje i takich handlowców, którzy jeśli zauważają zmiany w liczbie klientów, to na plus. – Mamy więcej klientów, którzy wybierają nasz sklep ze względów bezpieczeństwa. Rezygnują z dużych marketów i wolą przyjść do mnie. Jako jedni z pierwszych sklepów w mieście wprowadziliśmy limit klientów. Mamy jedno stanowisko kasowe. Do środka mogą wejść tylko dwie osoby. Jedna jest obsługiwana, druga pilnuje, żeby nie wszedł kolejny klient. Nie wpuszczamy osób, które budzą nasze wątpliwości co do utrzymywania higieny. W niektórych przypadkach sprzedawca decyduje się obsłużyć takiego klienta na zewnątrz sklepu – opowiada Mariusz Zakrzewski, właściciel sklepu “Reszka” w Pile. Nasz rozmówca w swoim sklepie postawił także na niecodzienne rozwiązania, które niejeden niezależny handlowiec mógłby zaimplementować także w swojej placówce. – Wszystkie produkty można zamówić za pośrednictwem maila, sms-a oraz Messengera. Na razie jeszcze niewiele osób korzysta z tej możliwości, ale mamy kilku stałych klientów. Pracujemy nad udostępnieniem płatności on-line. Na chwilę obecną korzystamy z blika. Klient po zamówieniu otrzymuje paragon, po akceptacji dzwoni i robimy płatność blikiem, a po południu dostarczam towar do domu – opowiada.
Sklep Euro Market w Żninie (fot. J. Kowalczyk)
Naszych rozmówców zapytaliśmy także o ich opinię na temat rozwiązań proponowanych w ramach tzw. tarczy antykryzysowej. Czy w ich mniemaniu są one wystarczające? – Rozwiązania zaproponowane w tarczy antykryzysowej nie satysfakcjonują mnie. Dotyczą one w dużym stopniu małych przedsiębiorstw zatrudniających do 9 osób. W niewielkim stopniu zajęto się zapisami odnoszącymi się do średnich oraz dużych firm. Mam nadzieję, że przed ostatecznym wprowadzeniem ustawy zostaną naniesione poprawki uwzględniające interesy większych firm – mówi Małgorzata Czarniak. Nieco bardziej powściągliwy w swojej wypowiedzi jest Jerzy Kowalczyk, choć i on nie kryje pewnego rozczarowania. – Nie wgłębiałem się w szczegółowe zapisy tarczy antykryzysowej, ale w aktualnej sytuacji każda pomoc wydaje się dobrym rozwiązaniem. Wstrzymanie składek ZUS na trzy miesiące to niewiele, wobec tego, że epidemia może trwać dłużej – odpowiada.
Są jednak i tacy, którzy nie zamierzają liczyć na rząd. – Nie interesuję się założeniami tarczy antykryzysowej. Nie chcę korzystać z pomocy, staram się zawsze być samodzielna. Na razie mi to wychodzi – tłumaczy Elżbieta Urbaniak.