Jak handlowcy dbają o bezpieczeństwo swoich pracowników, aby uchronić ich przed zakażeniem koronawirusem? Czy klienci stosują się do wprowadzonych regulacji, czy może część z nich je ignoruje? Zapraszamy na codzienną relację ze sklepów FMCG w Polsce.
– W tej chwili zatrudniam 230 osób. Opracowaliśmy system pracy zmianowej, podzieliliśmy pracowników w sklepach na dwa zespoły bezpośrednio niemające ze sobą styczności, tak że w razie zakażenia jednej osoby w sklepie nie narażamy pozostałych pracowników z drugiej zmiany na kwarantannę. Dbamy po prostu o to, żeby nasi pracownicy w jak najmniejszym stopniu byli narażeni na niebezpieczeństwo zarażenia. Personel szybko dostosował się do tych zmian wynikających z sytuacji zagrożenia. Boimy się wszyscy, ale pracujemy, żeby zarobić na koszty. Nie mamy zresztą innego wyjścia. Aktualnie zatowarowanie jest w pełni zabezpieczone, może poza środkami dezynfekcyjnymi, które organizujemy własnymi kanałami – opowiada Kazimiera Węglarz, współwłaścicielka 6 sklepów sieci Spar na Śląsku.
Choć dziś coraz więcej osób z powodu utraty pracy aplikuje o zatrudnienie w handlu, to wciąż każdy pracownik jest na wagę złota, a brak nawet jednego z nich może stać się odczuwalny. – Kadrowo ubyła mi jedna osoba w związku z opieką nad dzieckiem. Przy 4 pracownikach daje się to odczuć, bo ruch klientów w sklepie jest spory, ale paradoksalnie obroty wzrosły. Część klientów to zapewne klienci, którzy zrezygnowali z zakupów w sklepach wielkopowierzchniowych – mówi Kamil Noceń ze sklepu sieci Żabka w Mikołowie. – Poza tym przychodzi nasza stała klientela, czyli mieszkańcy pobliskich bloków i domków jednorodzinnych. Jednak znajdująca się w pobliżu szkoła została zamknięta, co spowodowało, że najmłodszych klientów zupełnie nie widać. Widuję za to sporo osób starszych, które powinny przebywać w domu, a zdarza się, że przychodzą do nas nawet kilka razy dziennie – dodaje nasz rozmówca.
Brak dyscypliny klientów w kwestii godzin dla seniorów jest stałym utrapieniem dla wielu handlowców. – Najtrudniej nam wprowadzić zalecenie obsługiwania seniorów w wyznaczonych godzinach. Ludzie nie stosują się do tego ograniczenia, nikogo to nie interesuje, wchodzą do sklepu i oczekują, że zostaną obsłużeni – przyznaje Tomasz Sozański, właściciel sklepu Nikola w Tarnowie. – Rękawiczki udostępniamy dla klientów już od dawna, więc w momencie wprowadzenia zalecenia mieliśmy zapasy. Obecnie wciąż jeszcze je mamy, ale pytanie, jak długo. Myślę, że to kwestia dni i będziemy musieli przejść na woreczki foliowe. Wcześniej rękawiczki ubierała co druga osoba, a teraz wszyscy są zobowiązani i dlatego schodzi ich dużo więcej.
A jak wygląda kwestia sprzedaży w sklepach? Czy dziś kształtuje się na podobnym poziomie, co jeszcze np. na początku marca? – Sprzedaż w sklepie utrzymujemy na tym samym poziomie, co przed epidemią. Wcześniej obserwowaliśmy fale klientów o konkretnych godzinach, w tej chwili ruch rozłożył się na cały dzień. Jest może trochę mniej osób, ale za to robią większe zakupy. Zaopatruję się w kilku miejscach i nigdzie nie ma problemów z zaopatrzeniem. Wiadomo, czasem zdarzają się przerwy w dostępie do pojedynczych artykułów, ale nie trwają one długo. Mogę zagwarantować klientom pełen asortyment w sklepie – dodaje Kamil Kruszewski – Krużyński, właściciel sklepu „Spiżarnia” w Warszawie.
Czy dziś, w czasach tzw. social distancing, handlowcy muszą radzić sobie sami i zaopatrywać cały sklep w hurtowniach, czy mogą liczyć na wizyty przedstawicieli handlowych? – Sklep zaopatrujemy samodzielnie, ale są też produkty, które przywożą nam przedstawiciele handlowi. W hurtowniach, do których jeździmy jest pełen asortyment, brakuje na dzień dzisiejszy jedynie drożdży. Nie mamy też problemu z realizacją zamówień w określonym terminie przez pozostałych dostawców – opowiada na koniec Paweł Stachowiak, współwłaściciel sklepu w sieci Groszek z Poznania.