Zdecydowana większość niezależnych handlowców wykazuje się wyjątkową roztropnością przy wprowadzaniu i stosowaniu środków bezpieczeństwa w swoich sklepach – często idą nawet dalej niż wymagają tego rządowe regulacje. Wciąż problemem dla wielu pozostają jednak godziny dla seniorów. Zapraszamy na codzienną relację ze sklepów FMCG w Polsce.
Choć rządowe regulacje odnośnie liczby osób mogących przebywać w sklepie zostały niedawno poluźnione, wielu handlowców w trosce o bezpieczeństwo swoje, klientów i pracowników wprowadziło w swoich placówkach większy rygor sanitarny. – Zamknęliśmy sklep i teraz nikt nie wchodzi do środka i nie dotyka towarów. W drzwiach zrobiliśmy ladę i wstawiliśmy szybę z pleksi. Zostawiliśmy tylko okienko do wysokości około 20 centymetrów, aby wydawać towary. Sala sprzedaży ma około 60 m, więc trochę się nabiegamy, aby obsłużyć klientów, którzy czekają w kolejce zachowując odpowiednie odległości. Pracujemy w rękawiczkach i po każdej osobie dezynfekujemy ręce, aby nie przenosić wirusa. Wszyscy mówią, że mamy najbezpieczniejszy sklep w okolicy. Dzięki takim zabezpieczeniom zyskaliśmy bardzo dużo nowych klientów – mówi Ilona Brodnicka, współwłaścicielka sklepu Mały Merkury w Poznaniu.
Sklep Mały Merkury
Nie tylko pani Ilona może mówić o większej liczbie kupujących w swoim sklepie. Większość niezależnych handlowców zauważa, że w ich sklepach pojawiaj się coraz więcej konsumentów. – Nie mogę narzekać. Dla mnie, właściciela małego sklepu osiedlowego, sytuacja jest dobra. Klienci robią najczęściej zakupy przemyślane, raz na dwa, trzy dni, a co za tym idzie zdecydowanie większe. Wcześniej dochodziło u mnie do 400 paragonów dziennie, w tym momencie mam ich około 230-260, ale wartość paragonu jest co najmniej dwukrotnie wyższa. Oprócz stałej klienteli pojawiło się dużo nowych osób. Tam, gdzie mogę, nie podnoszę cen. Podobno jest to jedna z przyczyn większej liczby klientów – opowiada nam Mariusz Bielak, właściciel sklepu spożywczego w Warszawie.
– Nie mam żadnych braków w asortymencie, a klienci wciąż chętnie przychodzą na zakupy. Obecnie mam nawet większą liczbę klientów niż wcześniej. Prawdopodobnie ludzie boją się chodzić do większych marketów i wybierają mniejsze sklepy, takie jak nasz – twierdzi Krzysztof Borowski, właściciel sklepu „Krzyś” w Grabowie. – Wprowadziliśmy zasady bezpieczeństwa polegające na ograniczeniu liczby klientów na sali sprzedaży do trzech osób, a nasi sprzedawcy chronią się, nosząc przyłbice z pleksi. Korzystamy również z płynów do dezynfekcji.
– Dobrze sobie radzimy. Klienci nadal przychodzą do sklepu i zauważyłam, że robią większe zakupy. Nie mamy problemów z nowymi ograniczeniami w handlu. Od początku epidemii mamy rękawiczki oraz płyn dezynfekujący do rąk w spryskiwaczu zaraz przy wejściu. Ludzie przestrzegają zasad bezpieczeństwa, nie buntują się przeciwko ograniczeniom. Sami starają się zachowywać odpowiednią odległość między sobą – opowiada Halina Dudek, właścicielka sklepu spożywczego w Czesławicach (gmina Nałęczów). – Część klientów przychodzi w maskach i własnych rękawiczkach. Wtedy prosimy o ich zdezynfekowanie przy wejściu. Natomiast nie jesteśmy w stanie egzekwować godzin dla seniorów. Nie ma reguły, klienci przychodzą o różnych porach, podejrzewam, że u mnie na wsi nie ma szans, aby to się przyjęło.
Inni, jak pani Lidia Niemier, właścicielka sklepu ogólnospożywczego w Poznaniu, przestrzegają regulacji dotyczących godzin dla seniorów, choć nie zawsze uważają, że mają one sens. – Stosujemy się do przepisu, że w godzinach od 10 do 12 możemy obsługiwać tylko seniorów, ale nie jest to trafiony pomysł – tłumaczy nasza rozmówczyni. – Myśleliśmy, że seniorzy będą przychodzili w wyznaczonym czasie, a osoby które pracują będą miały do dyspozycji pozostałe godziny. Natomiast starsi klienci i tak chodzą na zakupy od rana do wieczora, często już o 6 rano pukają do drzwi. Jeżeli przyjdzie w tych godzinach osoba poniżej 65 roku życia, to jej nie obsługujemy – dodaje na koniec.