Czy możemy już mówić o boomie popularności małych sklepów? Choć niektórzy z niezależnych handlowców narzekają na spadek liczby klientów, zdecydowana większość przyznaje, że widzi ich w swoich placówkach coraz więcej. Zapraszamy na codzienną relację ze sklepów FMCG w Polsce.
– Handel zmienił się w ciągu ostatnich dwóch miesięcy na gorsze. Klientów jest mniej i robią oni niewielkie zakupy. Mój sklep położony jest w niewielkiej odległości od przedszkola i szkoły. Wobec zamknięcia tych placówek edukacyjnych na zakupy nie przychodzą uczniowie. Sprzedaż takich produktów jak batoniki czy napoje w butelkach o niewielkiej pojemności zdecydowanie spadła – opowiada Sławomir Misiewicz, właściciel sklepu w Zambrowie.
Jednak ile osób, tyle opinii, o czym najlepiej świadczy wypowiedź naszej kolejnej rozmówczyni. – W ostatnim czasie handluje się lepiej – stwierdza z kolei Aneta Ciastoń, sprzedawczyni w sklepie Shot Partner w Bochni. – Zauważyłam, że stali klienci dokonują większych zakupów niż zwykle, zaopatrując się głównie w piwo. W pierwszych tygodniach marca uwidocznił się z kolei większy popyt na spirytus. W tym czasie występowały problemy z dostępnością tego alkoholu w hurtowniach, ale w miarę jak sytuacja się uspokoiła i popyt spadł, spirytus znów trafił na półki. W placówce zastosowane są wszystkie niezbędne środki bezpieczeństwa – przy ladzie zainstalowano ekran z pleksi, obsługa wyposażona jest w rękawiczki i maseczki. W sklepie może przebywać maksymalnie dwóch klientów w tej samej chwili – dodaje.
– W obiekcie dbam o bezpieczeństwo zarówno klientów, jak i personelu. Sprzedawczynie wyposażone są rękawiczki, maseczki oraz plastikowe przyłbice. Ponadto nad ladą znajduje się ekran z pleksiglasu. Ze względu na obecność jednej kasy, jednorazowo na sali sprzedaży mogą znajdować się maksymalnie trzy osoby – dodaje Sławomir Misiewicz, który nie kryje jednak swojego rozczarowania niektórymi z rządowych regulacji. – Negatywnie podchodzę do kwestii godzin dla seniorów. W okresie od 10-12 w moim sklepie potrafi być obsłużonych tylko pięciu klientów, ponieważ młodsze osoby nie mogą wejść do placówki. Sądzę, że lepszym rozwiązaniem byłby wprowadzenie pierwszeństwa dla seniorów. Osoby w starszym wieku przychodzą na zakupy o różnych porach, wobec tego byłby to bardziej wskazany pomysł, który ułatwiłoby funkcjonowanie zarówno klientom, jak i handlowcom – mówi.
Choć większość handlowców narzeka na wciąż obowiązujące, mimo innych poluźnień, godziny dla seniorów, to są i tacy, którzy zauważają, że funkcjonują one prawidłowo. – U nas w godzinach dla seniorów rzeczywiście pojawiają się przede wszystkim osoby po 65. roku życia. Jeśli zaś chodzi o wszystkich klientów, do naszego sklepu blisko 99% z nich przychodzi w swoich rękawiczkach – mówi z kolei Marta Pacałowska, właścicielka sklepu Nasz Sklep Sadek we wsi Sadek. – Obecnie ciężko jest dostać zwłaszcza nitrylowe rękawiczki. No i cena jest kosmiczna. Z zaopatrzeniem sklepu w płyny dezynfekujące nie mamy problemów. Tylko spirytusu salicylowego nie możemy dostać. Z asortymentem spożywczym sytuacja już się unormowała. Brakuje pojedynczych produktów. I niektóre ceny się pozmieniały – dodaje nasza rozmówczyni.
– Zamontowaliśmy szybę ochronną i nie wpuszczamy klientów do środka placówki. Osoby robiące zakupy czekają w odpowiednich odstępach przed sklepem. Zamówienia składają w drzwiach, a my je realizujemy – opowiada Kamil Kruszewski – Krużyński, właściciel sklepu „Spiżarnia” w Warszawie. – Płatność odbywa się „w progu” przy użyciu terminala, którego klawiatura jest za każdym razem dezynfekowana. W sklepie pracujemy razem z żoną, mamy też jedną pracownicę. Wszyscy nosimy maseczki i rękawiczki – tłumaczy nasz rozmówca. – Poziom sprzedaży w sklepie utrzymujemy na tym samym poziomie co przed epidemią. Wcześniej obserwowaliśmy fale klientów o konkretnych godzinach, w tej chwili ruch rozłożył się na cały dzień. Jest może trochę mniej osób, ale za to robią większe zakupy.
Dużym ułatwieniem dla handlowców jest fakt, że zdecydowana większość kupujących w ich sklepach stosuje się do wprowadzonych regulacji. – Klienci dostosowują się do panujących warunków. Na drzwiach zawieszona jest informacja, że do sklepu można wchodzić pojedynczo. Osoby chcące zrobić zakupy cierpliwie czekają przed obiektem, gdy widzą, że ktoś jest w środku – tłumaczy nam Bogumiła Jeżewska, właścicielka sklepu w Miliczu. – Skróciłam godziny otwarcia sklepu, ponieważ wieczorem ruch zdecydowanie się zmniejszył. Zauważyłam, że nie są już robione zapasy, tylko zakupy codzienne. Notuję mimo to większą sprzedaż niż wcześniej. Wynika to z faktu, że mieszkańcy osiedla ograniczyli wyjścia do marketów – pani Bogumiła kończy swoją wypowiedź optymistycznym akcentem.