Handlowcy wciąż narzekają na godziny dla seniorów, w których rząd wprowadził ostatnio kosmetyczne zmiany, ale mają też nadzieję, że nowe regulacje dotyczące większej liczby osób mogących przebywać w sklepie pozytywnie wpłyną na obroty w ich placówkach. Zapraszamy na codzienną relację ze sklepów FMCG w Polsce.
– Obostrzenia, które zostały wprowadzone, nie były dla nas korzystne, dlatego że mamy sklepy o powierzchni powyżej 100 mkw., a nie mamy tylu kas, ile w dużych marketach sieciowych. Na przykład do 200-metrowego sklepu, gdzie są dwie kasy, mogliśmy wpuścić jedynie 6 osób. To spowodowało spadek obrotów, zmniejszyła się liczba klientów. Ludzie przychodzili, widzieli kolejkę do sklepu i rezygnowali z zakupów. Myślę, że wprowadzenie od poniedziałku nowych przepisów i złagodzenie obostrzeń usprawni handel i być może spowoduje zwiększenie obrotów – zauważa Marek Markowski, prezes zarządu Powszechnej Spółdzielni Spożywców Społem w Łańcucie. – W tak małej miejscowości jak Łańcut wprowadzenie dwóch godzin dla osób starszych jest dużym ograniczeniem. Wystarczyłaby godzina. Zwróciliśmy uwagę, że starsi ludzie i tak kupują w swoich stałych godzinach. W wyznaczone porze obsługujemy bardzo mało seniorów. To są sporadyczne przypadki. Jest to małe miasto, więc wydłużanie godzin pracy do północy czy przez całą dobę nie ma racji bytu. Wcześniej mieliśmy sklepy czynne do godzi 20 lub 21. Teraz pracujemy do 17, ale od poniedziałku wydłużamy godziny otwarcia do 19 – dodaje.
Sklep PSS Społem w Łańcucie (fot. Społem)
Więcej gorzkich słów możemy usłyszeć od naszego drugiego rozmówcy, również reprezentującego handel spółdzielczy. Pokazuje to tylko, że ile głosów, tyle opinii. – Prowadzimy zarówno małe, jak i duże sklepy. Klienci chętniej wybierają te duże placówki, gdzie oferujemy szerszy asortyment. Liczba klientów zmalała co najmniej o 20 procent, a sytuacja w handlu jest zła. Olbrzymim utrudnieniem są limity klientów w sklepach oraz godziny dla seniorów. Osoby powyżej 65 roku życia przychodzą przez cały dzień, niekoniecznie między godziną 10 a 12. A my w tym czasie nie mamy możliwości obsłużenia młodszych klientów. Bardzo komplikuje to system pracy – narzeka Mirosław Chabowski, prezes zarządu Społem Lubin.
Handlowcy, z którymi nasza redakcja jest w regularnym kontakcie, często zauważają większą popularność mniejszych, tradycyjnych placówek. Widzą to także najwięksi producenci w branży. – Rośnie sprzedaż w sklepach małoformatowych, w tym również placówkach niezależnych, bo przy wprowadzonych restrykcjach dotyczących możliwości poruszania się, podstawowe potrzeby zakupowe są teraz częściej zaspokajane w pobliżu miejsca zamieszkania – mówi Małgorzata Bogdan, specjalista ds. komunikacji w Zott Polska. – Dostrzegamy wzrost sprzedaży śmietan, jogurtów naturalnych i mozzarelli, czyli produktów, które stanowią składniki wielu potraw. Ograniczenia w możliwości korzystania z usług gastronomicznych oraz fakt, że całe rodziny przebywają odizolowane w swoich mieszkaniach, spowodowały powrót do gotowania w domu – dodaje.
– Wcześniej były trudności z zakupem drożdży, ale teraz już nie ma problemów z zaopatrzeniem sklepu we wszystkie potrzebne produkty. Zauważyłam, że po świętach klienci zaczęli interesować się asortymentem na grilla. Chętnie kupują węgiel oraz kiełbasę na grilla. Sklep prowadzimy na wsi, gdzie większość osób ma przydomowe ogrody – zauważa z kolei Małgorzata Knitter właścicielka sklepu we wsi Pinczyn.
Nieodłącznym tematem dla wszystkich handlowców pozostają wciąż kwestie bezpieczeństwo, a zwłaszcza często ograniczona dostępność rękawiczek dla klientów. – Wprowadziliśmy wszystkie możliwe zasady bezpieczeństwa. Od szkolenia i instrukcji poprzez środki zapobiegawcze czyli płyny dezynfekujące dla klientów i pracowników, rękawiczki, maseczki, przyłbice. Boksy kasowe osłoniliśmy ścianami z pleksi. Personel ma obowiązek mierzenia temperatury – opowiada Mirosław Chabowski. – Pracowników podzieliliśmy na dwie zmiany, które nie mają ze sobą kontaktu. Jesteśmy w stałym kontakcie z Sanepidem i wypełniamy wszystkie ustawowe obowiązki. Nie mamy innego wyjścia, aby móc handlować musimy spełnić wszystkie wymogi. Niestety wszystkie te działania są naszym kosztem. Państwo każe, a my za to płacimy. To są niesamowicie duże pieniądze. Ceny tych środków są bardzo wysokie, nieadekwatne do ich wartości. Koszty są przenoszone na barki społeczeństwa – mówi.
– Z początku miałam rękawiczki dla klientów i płyn dezynfekujący, ale na dzień dzisiejszy już nie mam rękawiczek. Są zdecydowanie za drogie. Nie nosimy rękawiczek, uważam, że lepiej jest po każdym kliencie umyć ręce mydłem. Zamontowaliśmy szybę ochronną z pleksi, a do sklepu mogą wejść dwie osoby – dodaje Małgorzata Knitter, która także narzeka na godziny dla seniorów. – W czasie godzin dla seniorów zamykamy drzwi i albo wpuszczamy tylko seniorów, albo mamy całkiem zamknięte bo i tak nikt nie przychodzi. Te godziny są dla mnie niewypałem. Ta zasada w małych sklepach się nie sprawdza. Zauważyłam, że teraz starsze osoby robią zakupy dla młodych, którzy nie mogą przyjść do sklepu w tych godzinach – stwierdza nasza rozmówczyni.
Rękawiczki oraz płyny dezynfekujące, nawet jeśli są dostępne, często osiągają kwoty, będące dla handlowców problemem. – Wprowadziliśmy środki bezpieczeństwa takie jak rękawiczki, maseczki, przyłbice, zasłony przy kasach, dezynfekcja. Utrzymanie tych wszystkich standardów jest dużym kosztem dla naszej firmy. Z rękawiczkami dla klientów mieliśmy szczęście, że zakupiliśmy większą ilość, ale powoli zaczynają nam się kończyć. Jeżeli nie zdobędziemy tych rękawiczek, to zawsze możemy użyć woreczków HDPE. Ceny rękawiczek czy płynów dezynfekujących są bardzo wysokie. Myślę, że państwo powinno ingerować w ich poziom – mówi na koniec Marek Markowski.