Jak już wiemy, godziny dla seniorów, na które tak narzeka wielu handlowców, nie zostały zniesione lub przynajmniej zmienione. To jednak nie jedyny problem, na który wskazują handlowcy. Na szczęście wielu z nich ma obecnie również wiele powodów do optymizmu. Zapraszamy na codzienną relację ze sklepów FMCG w Polsce.
– Jeśli wziąć pod uwagę finansową kondycję placówki, nie ma większych zmian. Produkty na półkach są, nie ma problemu z ich odstępnością. Klienci także odwiedzają mój sklep – póki mają pieniądze, jest dobrze. Problem zacznie się, gdy rozpoczną się zwolnienia i zbraknie środków do życia. Nie wiadomo przecież, jak długo potrwa sytuacja związana z wirusem – mówi Jarosław Skiba, właściciel sklepu w Bornym Sulinowie.
Są jednak i tacy, którzy zauważają spadek obrotów, bo jak mogliśmy zauważyć wielokrotnie, ogromny wpływ na funkcjonowanie sklepu w czasach epidemii koronawirusa ma jego lokalizacja. – Od czasu pojawianie się koronawirusa i ograniczenia się przemieszczania ludności, obroty spadły mi o około 20-30%. Wynika to w dużej mierze ze spadku liczby klientów, zarówno miejscowych, jak i przejezdnych – opowiada Jacek Bałęczny, właściciel sklepu w Miłkowie. – Sklep, który prowadzę znajduje się przy trasie przelotowej przez miejscowość i dotychczas mogłem liczyć na duży ruch osób przejezdnych. Teraz prawie nikt, nie zatrzymuje się po zakupy – narzeka nasz rozmówca.
Z trudną sytuacją nie mierzą się oczywiście wyłącznie handlowcy, dotyka ona również na co dzień działających w branży FMCG producentów. – Jak każde przedsiębiorstwo w naszym kraju, odczuliśmy wpływ pandemii na nasze codziennie funkcjonowanie. Jeszcze przed wprowadzeniem wszystkich ogólnokrajowych obostrzeń, powołaliśmy wewnętrzny zespół, który przygotował odpowiednie procedury aby jak najlepiej chronić naszych pracowników oraz zapewnić maksymalne bezpieczeństwo produkowanych przez nas wyrobów. Spadki sprzedaży są odczuwalne również dla nas – jak dla całej branży słodyczy. W handlu tradycyjnym szczególnie wpłynął na to brak możliwości odwiedzania klientów przez naszych przedstawicieli handlowych – opowiada Jakub Kopczyński, Dyrektor Marketingu w Fabryce Cukierniczej Kopernik.
Zachodzące na rynku zmiany są widoczne gołym okiem. Nieco przypadkiem szansę na zaprezentowanie swojej oferty szerszemu gronu kupujących dostały najmniejsze placówki handlowe. – Klientów jest mniej, ale robią większe zakupy. Dzięki zaistniałej sytuacji ludzie mają szansę lepiej nas poznać. Mam niewielki sklepik o powierzchni 16 mkw., a przed świętami klienci byli bardzo miło zaskoczeni, że mam tak bogatą ofertę – chwali się Hanna Dublaga, właścicielka sklepu nabiałowo-spożywczego na Placu Wielkopolskim w Poznaniu. – Obsługuję poprzez niewielkie okienko klientów stojących na zewnątrz. Czuję się bezpiecznie. Myślę, że klienci chętniej teraz wybierają małe placówki handlowe, ponieważ nie ma takich kolejek jak w marketach i są szybko obsłużeni. Nie mamy problemów z zaopatrzeniem. Ofertę opieram na polskich produktach. Współpracuję z mleczarniami ze Strzałkowa oraz z Wrześni. Nabiał otrzymuję bezpośrednio od producentów. Dostawy są praktycznie codziennie – dodaje.
Sklep nabiałowo-spożywczy w Poznaniu (fot. H. Dublaga)
Czy zatem epidemia koronawirusa może sprawić, że w przyszłości klienci będą nie tylko chętniej robili zakupy w mniejszych, tradycyjnych placówkach, ale też częściej sięgali po rodzime produkty? – Jeżeli chodzi o zmiany dla branży w dłuższej perspektywie, myślę, że lokalność i „patriotyzm gospodarczy” będą odgrywały dużo większą rolę niż dotychczas. Korzystanie z krajowych surowców a także produkcja na miejscu może decydować o przewagach danego producenta. Lokalne znaczy dostępne, ale także bezpieczne – co dla konsumentów staje się sprawą priorytetową. W czasach kryzysu gospodarczego, który z pewnością nas dotknie, konsumenci w ramach solidarności i wsparcia gospodarki, jeszcze chętniej będą sięgali po słodycze od polskich producentów. Niewątpliwie, dla nas, najstarszej fabryki cukierniczej w Polsce, to duża szansa – przyznaje Jakub Kopczyński z Fabryki Cukierniczej Kopernik.
To jednak wciąż tylko branżowe przypuszczenia i nadzieje, które być może się spełnią, ale póki co handlowcy muszą walczyć z codziennymi kłopotami, a tych wciąż nie brakuje. – Jednym z największych problemów jest aktualnie dostępność rękawiczek i maseczek, które trzeba zdobywać na rożne sposoby i nie zawsze udaje się je zakupić. Widać jednak, że społeczeństwo dostosowuje się do narzucanych wymogów, ponieważ klienci przychodzą we własnych rękawiczkach i maseczkach – przyznaje Jarosław Skiba.
A jak jest ze środkami bezpieczeństwa u samych handlowców? – Prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą i obsługuję klientów w maseczce i rękawiczkach ochronnych. Klienci sami przychodzą we własnych rękawiczkach. Dodatkowo posiadam do ich dyspozycji płyn antybakteryjny – wtrąca Jacek Bałęczny.
Sklep Polski w Bydgoszczy (fot. Z. Zalewski)
Wciąż ogromnym problemem dla wszystkich jest zezwolenie na zakupy w godzinach 10-12 wyłącznie osobom powyżej 65. roku życia. Mimo wielu apeli branży, rząd póki co nie zdecydował o zniesieniu tej regulacji. – Według mnie rozwiązaniem, które powinno być zniesione, jest godzina dla seniorów. Klienci mają potrzebę przychodzenia do sklepu o różnej porze i nie powinno się im tego ograniczać. Występuje paradoksalna sytuacja, w której przykładowo klient nie może wykonać zakupów bezpośrednio przed pójściem do pracy, ponieważ zakazują mu tego przepisy. Gdy z kolei zauważy on seniora w sklepie w innej porze niż między 10, a 12, może dochodzić do narzekań i frustracji – dodaje Jarosław Skiba.
Godziny dla seniorów to jednak nie jedyne problemy, jakie widzą handlowcy, a które mogliby rozwiązać rządzący. – Nie powinno się ograniczać handlu na targowiskach. Mieszkam w Mosinie i tam rynek jest zamknięty. Uważam, że jest to błąd. Jeżeli na placu jest bardzo tłoczno to miasto powinno umożliwić handel owocami i warzywami, kwiatami oraz artykułami spożywczymi w innych miejscach. Jeżeli ktoś zasieje rzodkiewkę, kapustę czy szpinak, albo posadzi bratki to ma je wyrzucić? Jeżeli markety mogą pracować i w dzień i w nocy, to dlaczego mały handel nie może działać? – pyta na koniec Hanna Dublaga.