Epidemia koronawirusa niewątpliwie uderzy w rynek pracy. Stała się ona również wyzwaniem dla handlowców, którzy nagle musieli poradzić sobie z niebezpieczeństwem, że część ich pracowników nie pojawi się w pracy z powodu zwolnień lekarskich czy opieki nad dziećmi. Jak właściciele sklepów dali sobie radę w tej sytuacji? Czy faktycznie musieli zmagać się z problemami w tej kwestii?
– Od czasu pojawienia się koronawirusa w kraju nie miałam praktycznie żadnych problemów, jeśli chodzi o kwestie związaną z pracownikami, których zatrudniam. Przez cały ten okres tylko jedna z pracownic musiała wziąć opiekę nad dzieckiem – opowiada nam Marta Grodzka, właścicielka sklepu Cypisek w Zambrowie. – Poza tym nie odnotowałam innych absencji wśród personelu, wynikających chociażby z brania zwolnienia lekarskiego. Wszyscy regularnie stawiali się w miejscu pracy. Początkowo było trochę obaw. Zarówno ja, jak i moi pracownicy obawialiśmy się o przyszłość i to, w jaki sposób rozwinie się sytuacja w kraju. Przyzwyczailiśmy się już do pracy w zmienionych warunkach i strach ustąpił – dodaje nasza rozmówczyni.
Podobne doświadczenia ma Waldemar Jurewicz, współwłaściciel sieci sklepów Matteo i dwóch dyskontów. – Prowadzę wspólnie z bratem 10 sklepów w sieci Matteo plus dwa sklepy dyskontowe na zasadzie ajencji. Łącznie zatrudniamy 150 osób, w tym w dyskontach pracuje 30 pracowników. Na początku epidemii w związku z zamknięciem placówek oświatowych obawialiśmy się o absencję naszych pracownic, wiele z nich jest przecież matkami dzieci poniżej 8. roku życia. Były też obawy o bezpieczeństwo pracownic i one same w pierwszych dniach zaostrzonych restrykcji typu maski, osłony przy kasach, limity klientów, czuły się trochę niepewnie. Później te obawy nieco spowszedniały, przyszło już chyba przyzwyczajenie, choć obecnie wydaje się, że następuje okres zniecierpliwienia przedłużającymi się zakazami. To jednak naturalne i nie dotyczy wyłącznie handlu – mówi nasz rozmówca.
Niektórzy właściciele sklepów mieli to szczęście, że problem niedoboru pracowników nie dotyczy ich w ogóle. – Żaden z naszych pracowników nie poszedł na zwolnienie czy opiekę nad dzieckiem w związku z zaistniałą sytuacją. Zrobiliśmy podział na dwie zmiany, żeby pracownicy nie mieli ze sobą kontaktu. Pierwsza zmiana przychodzi o godzinie 6 i jest do 13.30. Później mamy godzinną przerwę na sprzątanie i dezynfekcję sklepu i od 14.30 przychodzi druga zmiana – opowiada Wiesław Michalak, Prezes Zarządu Kiekrz Market Sp. z o.o. – Pracownicy nie wchodzą do pomieszczeń socjalnych szybciej zanim nie wyjdzie pierwsza zmiana. Pilnujemy, aby pracownicy z obu zmian nie mieli ze sobą kontaktu. Jeżeli ktoś się zarazi to nie będziemy musimy zamknąć sklepu, a kwarantanną będą objęci jedynie pracownicy jednej zmiany. W całej sieci Lewiatan zdarzył się jeden taki przypadek na 3200 sklepów – dodaje.
Podobny podział na dwie niemające ze sobą kontaktu zmiany wprowadziła w swoim sklepie także pani Marta Grodzka. – Jednym z rozwiązań, które zostało przeze mnie szybko wprowadzone było ograniczenie godzin otwarcia sklepu. Czas został skrócony, ze względu na mniejszy ruch klientów w początkowej fazie walki z epidemią. Chcąc niemal całkowicie ograniczyć kontakt między poszczególnymi pracownikami wprowadzony został podział na dwie stałe zmiany. Czas pracy został również rozgraniczony, do tego stopnia, by członkowie zmian, nie mieli ze sobą kontaktu – opowiada.
Handlowcy, aby utrzymać niezmienioną liczbę pracowników, szukali dodatkowych sposobów na ich motywację. Jednym z nich były oczywiście premie. – Na początku marca, przewidując ewentualne konsekwencje wirusa, wprowadziliśmy we wszystkich sklepach sieci Matteo atrakcyjny system premiowania, który był na tyle skuteczny, że absencja była… zerowa. Dodatkowo w sklepach ajencyjnych zarządzający siecią też wprowadził w marcu podobne rozwiązanie – przyznaje Waldemar Jurewicz. – Natomiast teraz, obserwując sytuację na lokalnym rynku pracy, zauważamy na razie lekki wzrost bezrobocia, którego kulminacja moim zdaniem nastąpi w drugiej połowie roku. Wynika to po prostu z długich okresów wypowiedzenia umów o pracę w naszym kraju. Działania tarczy są niewystarczające, wiele firm jest cały czas zagrożonych upadłością, gospodarka na pewno wyhamuje, choć „spożywka” odczuje to najmniej, ale utrata pracy przez dużą część naszych klientów spowoduje zmniejszenie koszyka zakupów w naszych sklepach i wybór jak najtańszych towarów, co wpłynie na obroty – dodaje pan Waldemar.
Oprócz dodatkowych świadczeń pieniężnych, ważne są docenienie i słowa pochwały wobec– Nasze dziewczyny są dzielne. Wysłałem im podziękowanie przez radio RMF FM, w którym można usłyszeć piosenki dla wszystkich, którzy są bohaterami, m.in. dla pracowników sklepów, którzy narażają się na kontakt z klientami. W radiu pracownice usłyszały piosenkę dedykowaną właśnie dla nich. Wysłaliśmy też wszystkim informację przez telefony gdzie można odsłuchać materiał w Internecie i zobaczyć ją z napisem „jesteście naszymi bohaterami” – opowiada Wiesław Michalak.
Okazuje się, że utrzymanie mobilizacji wśród pracowników często nie było trudne. – Nie mogę narzekać na mobilizację wśród członków załogi. Przez cały czas jest ona na niezmiennym, wysokim poziomie. Mam dobrą ekipę, która nie sprawuje żadnych problemów. Wszyscy staramy się jak możemy, by zapewnić obsługę naszym klientom – przyznaje Marta Grodzka.
– Nie zauważyłem, aby pracownicy byli mocno zaniepokojeni sytuacją. U nas pracują osoby z długim stażem. Wiele z nich mówi, że jak przeżyli stan wojenny to przeżyją i epidemię. Nie trzeba ich specjalnie motywować do pracy, ale sami wyszliśmy z takim założeniem, że premia się należy. Dlatego za ten pierwszy okres, w marcu, kiedy było duże szaleństwo zakupowe wszyscy pracownicy otrzymali równą premię. Na Wielkanoc tradycyjnie wszyscy otrzymali duże paczki żywnościowe – mówi nam Wiesław Michalak. Z kolei pytany o to, czy widzi jakieś zmiany na rynku pracy, odpowiada krótko: – Nie zauważyłem aby w ostatnim czasie pojawiły się nowe osoby chętne do pracy.
Są jednak i tacy, którzy zmiany zauważają. – Rynek pracy zmienia się diametralnie. To już widać, przed epidemią zamieszczaliśmy ogłoszenia w różnych mediach i odzew na nie po wielu miesiącach był zerowy, teraz mamy w każdym ze sklepów codziennie po kilka telefonów i ludzie pytają o możliwość zatrudnienia u nas. To paradoksalnie jedyny „pozytywny” efekt koronawirusa: pracownicy zaczną szanować swoje miejsce zatrudnienia – dodaje na koniec Waldemar Jurewicz.