Wprowadzone przez rząd regulacje dotyczące zakupów w rękawiczkach czy godzin dla seniorów wciąż sprawiają kłopoty nie tylko handlowcom, ale także kupującym. Mimo to właściciele sklepów robią wszystko, aby sprostać wymaganiom. Zapraszamy na codzienną relację z sytuacji w sklepach w Polsce.
– Zainwestowaliśmy w przyłbice dla sprzedawców i szybę ochronną z pleksi oddzielającą nas od klientów, a przed kasą wytyczyliśmy strefę ochronną, aby zachować odpowiednią odległość – zaczyna Lidia Niemier, właścicielka sklepu ogólnospożywczego w Poznaniu. – Maseczki szyje nam zaprzyjaźniona firma mleczarska. Sklep ma raptem 30 mkw. powierzchni, dlatego wpuszczamy po jednej osobie na kasę, a że mamy dwie kasy, więc są dwie osoby kupujące i dwóch sprzedawców. Pozostałe osoby czekają przed sklepem. Dezynfekujemy terminale po każdym użyciu z wpisaniem kodu PIN, czyścimy też kasę, stoły, koszyki. Wszyscy nosimy rękawiczki, ale to nie ze względu na koronawirusa – od zawsze chronimy ręce, ponieważ sprzedajemy owoce i warzywa – mówi nam nasza rozmówczyni. – Niestety, za chwilę zabraknie rękawiczek dla nas i dla klientów. Jest duży problem z ich zakupem. Już nie ma rękawiczek nitrylowych, a na lateks niektóre osoby są uczulone. Mamy jeszcze trochę cienkich rękawiczek dla klientów. Będzie trudno sprostać wymogom sanitarnym. Z zaopatrzeniem się w środki dezynfekujące nie mamy większych problemów, ale trzeba je zamawiać z wyprzedzeniem, ponieważ dostawy są realizowane dopiero po kilku dniach – dodaje pani Lidia.
Sklep spożywczo-warzywny na os. Sobieskiego w Poznaniu (fot. H. Handkowska)
Podobne spostrzeżenia ma także pani Marta Nejman, właścicielka sklepu spożywczo-przemysłowego we wsi Ostrów (gmina Celestynów). – Od kiedy weszły regulacje, że sklepy muszą zapewnić klientom rękawiczki to te okazały się niedostępne. Nie udało nam się nigdzie kupić rękawiczek foliowych, a próbowałyśmy w trzech hurtowniach. Dostawcy nie byli przygotowani na tak duże zainteresowanie rękawiczkami, więc prawdopodobnie będą dostępne dopiero w przyszłym tygodniu. Na szczęście dużo klientów przychodzi we własnych rękawiczkach. Rękawiczki gumowe dla personelu jeszcze zdążyliśmy zakupić zapas zanim zaczęło ich brakować. Na szczęście nie ma problemów z zaopatrzeniem się w płyny dezynfekujące. Ze względów bezpieczeństwa poszerzyliśmy ladę, przy wejściu informujemy, że tylko dwóch klientów może znajdować się wewnątrz sklepu, a pozostali powinni poczekać na zewnątrz – opowiada pani Marta.
Jak widać, nasze rozmówczynie potwierdzają to, co słychać już od tygodnia – rząd wprowadził regulacje, do których handlowcy czasem nie mogą się przystosować, nawet gdyby chcieli. Problemy sprawia także przepis o godzinach, w których zakupy mogą robić wyłącznie seniorzy.
– Stosujemy się do przepisu, że w godzinach od 10 do 12 możemy obsługiwać tylko seniorów, ale nie jest to trafiony pomysł – tłumaczy Lidia Niemier. – Myśleliśmy, że seniorzy będą przychodzili w wyznaczonym czasie, a osoby które pracują będą miały do dyspozycji pozostałe godziny. Natomiast starsi klienci i tak chodzą na zakupy od rana do wieczora, często już o 6 rano pukają do drzwi. Jeżeli przyjdzie w tych godzinach osoba poniżej 65 roku życia, to jej nie obsługujemy, ponieważ nigdzie nie doczytałam, czy mogę ją wpuścić do sklepu, jeżeli akurat nikogo nie ma – te słowa pani Lidii pokazują, że wprowadzone regulacje dla wielu handlowców pozostają niejasne i nie zostały dobrze wyjaśnione. Na dodatek, zdarza się, że wciąż nie pamiętają o nich sami kupujący. – Klienci jeszcze zapominają, że godziny od 10 do 12 są dla seniorów. Jeżeli w tych godzinach przyjdzie klient w wieku powyżej 65 lat to ma pierwszeństwo. Tylko jeżeli nie ma nikogo w tym wieku to obsługujemy młodszych klientów – dodaje Marta Nejman.
Sklep sieci Delikatesy Centrum w Dobrzycy (fot. N. Pankowiak)
A jak wygląda kwestia zaopatrzenia? Czy wszystkie niezbędne artykuły są obecnie dostępne w hurtowniach? – Nie mamy większego problemu z zaopatrzeniem sklepu, ale zauważyłam znacznie wyższe ceny na towary importowane z Włoch czy Hiszpanii. Kalafior musiałam wycenić na 18 zł za sztukę, brokuł na 10 zł. Nie pamiętam takich cen odkąd jestem handlowcem. Klienci w tej chwili już myślą o świętach i przede wszystkim kupują czekoladowe zajączki, baranki, mazurki, żurki i barszcze. W ryż i mąkę już się zaopatrzyli. Brakuje wciąż drożdży i mąki żytniej – mówi Lidia Niemier.
– Obecnie jest trochę lepiej z zaopatrzeniem hurtowni, ale towar dość szybko znika z półek. Wciąż jest problem z ryżem i makaronem oraz drożdżami. Natomiast bardzo dużym utrudnieniem dla nas i ogromną stratą czasu są długie kolejki. Wiadomo, wpuszczają teraz mniej osób do środka, dlatego trzeba stać po dwie, trzy godziny żeby wejść do hurtowni. Klienci wciąż kupują ryże, maki i makarony, chociaż już w mniejszym stopniu. Teraz sprzedajemy więcej wędlin, nabiału, produktów świeżych. Jeszcze nie widać przygotowań do świąt – wtóruje jej Marta Nejman.