W rozmowach z handlowcami słychać coraz więcej pozytywów – wyraźnie widać, że sytuacja w ich sklepach zaczęła się normalizować, a niektórzy z nich przyznają wręcz, że jest jeszcze lepsza. Czy ten trend utrzyma się także w najbliższych dniach? Zapraszamy na codzienną relację z sytuacji w sklepach FMCG w Polsce.
– Jest coraz lepiej. Wszystko się poukładało. Takim małym sklepikom jak nasz, wirus nie zaszkodził, a wręcz pomógł. Ludzie boją się chodzić do marketów, mają dość stania pod marketami w długich kolejkach. U nas jest bezpieczniej, zakupy są robione bez stresu. Klienci często przychodzą do nas i proszą o zostawienie konkretnych produktów na następny dzień, przynoszą zamówienia spisane na kartkach i my sobie przygotowujemy takie zakupy do odbioru – mówi o sytuacji w swojej placówce handlowej Anna Bejnarowicz, właścicielka sklepu Jantar zlokalizowanego we wsi Stegna. – Podpytuję innych handlowców, którzy zaopatrują się w hali Makro i wszyscy potwierdzają, że jest więcej klientów i robią większe zakupy niż wcześniej. Zmienił się też asortyment. Ja na przykład nigdy nie miałam w ofercie mięsa. Teraz co chwilę zamawiam dla klientów mięso, ale ponieważ nie mam specjalnych chłodni do długotrwałego przechowywania, klienci odbierają zamówienia miedzy godziną 6 a 7 rano. Dziś przywiozłam nawet kwiaty przywiozłam, ponieważ były takie sugestie ze strony klientek – dopowiada nasza rozmówczyni.
Pracownica sklepu “Jantar” we wsi Stegna (fot. A. Bejnarowicz)
O większej aktywności ze strony klientów mówi także Barbara Labijak, współwłaścicielka sklepu spożywczego w Rawiczu. – Klientów jest mniej, ale są większe paragony. Ludzie nie chodzą za dużo po sklepach, więc jak już przyjdą to starają się kupić najpotrzebniejsze artykuły. Nie ma też problemu z zaopatrzeniem sklepu we wszystkie potrzebne artykuły – opowiada.
Nie wszędzie jednak jest tak kolorowo. – Często kupowały u mnie osoby wyjeżdżające za granicę, a teraz granice pozamykane. Owszem pojawili się nowi klienci, ale obroty w sklepie w porównaniu do wcześniejszego okresu i tak są niższe o ponad połowę – opowiada Jerzy Sowa, właściciel sklepu spożywczego Pawełek w Dzierżoniowie. – Mój sklep ma powierzchnię sprzedaży około 45 mkw. i jest czynny w godzinach od 7.30 do 18. Zazwyczaj od rana jest trochę ruchu, ale w godzinach dla seniorów jest zastój, a po południu znów się kręci – dodaje.
Wnętrze sklepu spożywczego w Rawiczu (fot. B. Labijak)
Na fakt, że przepis o godzinach dla seniorów często istnieje tylko w teorii, zwraca również uwagę pani Anna Bejnarowicz. – Przepis regulujący godziny dla seniorów jest dobry dla marketów w dużych miastach. W okolicy powstaje bardzo dużo domów, a robotnicy mają przerwę o 10.30 i jak ja mam im nie sprzedać artykułów śniadaniowych, jak akurat nie ma żadnego starszego klienta? Ten przepis na wsiach się nie sprawdza. Jeśli się zdarzy taka sytuacja, że widzimy starszą osobę czekającą pod sklepem to oczywiście ma ona pierwszeństwo.
– Z godzinami dla seniorów nie ma problemów. Oczywiście jak wejdzie ktoś młodszy, a nie ma w sklepie osób powyżej 65 roku życia, to obsługujemy – przyznaje także Jerzy Sowa. A jak w jego sklepie wygląda sytuacja z dostępnością jednorazowych rękawiczek i środków dezynfekujących? – W momencie, kiedy sytuacja dopiero zaczęła się rozwijać udało mi się kupić większą ilość rękawiczek i płynu dezynfekującego, więc na razie nie brakuje mi tego asortymentu.
Pracownice sklepu “LiPiNi” w Poznaniu (fot. L. Niemir)
– W maseczkach nie chodzimy, ponieważ jest to bardzo niewygodne. Podziwiam wszystkich lekarzy i pielęgniarki. Zakupiłam przyłbice i są rewelacyjne. Zamówiliśmy również u szklarza szybę ochronną. Po każdym kliencie myjemy ręce – dodaje Anna Bejnarowicz, która nie miała tyle szczęścia z pozyskaniem trudno dostępnych na rynku rękawiczek. – Dla klientów, którzy wchodzą do sklepu, wprowadziliśmy środki do odkażania, ale rękawiczek nie mamy, ponieważ nie udało się ich kupić. Cały czas dezynfekujemy klamki od drzwi, od lodówek, blaty i inne powierzchnie. Do sklepu wpuszczamy dwie osoby, ponieważ jest wtedy większy komfort zakupów – opowiada.
– Zamontowaliśmy szyby ochronne z pleksi na obu stanowiskach obsługi i wpuszczamy do sklepu tylko dwie osoby. Ograniczyliśmy również dostęp do niektórych części sklepu, aby zwiększyć bezpieczeństwo personelu. Teraz więcej produktów podajemy sami. Udostępniliśmy płyny dezynfekujące i rękawiczki dla klientów – mówi nam również Barbara Labijak, współwłaścicielka sklepu spożywczego w Rawiczu, która przy okazji zwraca uwagę na nie zawsze godne pochwały zachowanie klientów. – Niestety nie wszyscy chcą stosować się do zaleceń i trzeba ich upominać. Ta cała sytuacja jest dla nas bardzo frustrująca. Na początku trudno było klientom dostosować się do ograniczeń związanych z godzinami dla seniorów, teraz jest już lepiej, ale zdarzają się wyjątki, które chcą być natychmiast obsłużone – dodaje na koniec pani Barbara.