Handel w Ostrowie Wlkp.

Handel w Ostrowie Wlkp.

W Ostrowie Wielkopolskim w mroźną, wyżową pogodę ciepło witają nas właściciele niewielkich sklepów spożywczych i osoby sprzedające, opowiadając historię swojej placówki i klientów, którzy ich odwiedzają nawet od 47 lat.

Turyści dobrze zaopatrzeni

Zaraz po przyjeździe na dworzec PKP naszym oczom ukazuje się wolnostojący sklep spożywczy Bumerang, który zaprasza wykonanymi z drewna i pomalowanymi na różne kolory ozdobami, między innymi w kształcie bumerangu, zawieszonymi na kontrastującej białym kolorem fasadzie budynku. W sklepie wita nas sprzedawczyni, pani Sandra, która pracuje tutaj od roku. Natomiast placówka funkcjonuje w tym miejscu od lat 25. Najczęściej zaglądają tu klienci stali oraz turyści.

– Najwięcej klientów wybiera napoje i alkohol. Mamy także świeże pieczywo: bułki i chleb oraz wędliny i jajka, więc na śniadanie można się u nas zaopatrzyć – opowiada pani Sandra.

– Są u nas także drożdżówki, placki się nawet zdarzają. Oprócz tego mamy również rzeczy podstawowe: ziemniaki, groch, makaron, jest także półka z chemią oraz produkty dla zwierząt. Słowem: wszystkiego po trochu – wymienia handlowczyni.

Sprzedawczyni pracuje na zmianę z dwiema ekspedientkami, gdyż sklep czynny jest w godzinach 6:00-24:00. Otwarty jest również w niedziele. Pani Sandra, by zdążyć na 6:00, wstaje o 5:30 – mieszka niedaleko. Chyba, że zaprowadza córkę do przedszkola, wtedy na poranne przygotowania potrzebuje nieco więcej czasu. Rozmawiamy także o sytuacji małych i średnich sklepów oraz o dzisiejszej odpowiedzialności za tego rodzaju biznes, jaka spoczywa na właścicielach: o ich zarządzaniu zespołem czy towarem. W sklepie naszą uwagę zwracają drewniane regały, które, jak się dowiadujemy, projektował i wykonał syn właścicielki, który jest stolarzem. Wnętrze na przestrzeni lat ewoluowało – niegdyś można tu było kupić ciepłe posiłki, w innym okresie – lody z maszyny.

Jesteśmy tu ze wszystkimi zapoznani

Z okolic dworca ruszamy dalej ulicami Ostrowa Wielkopolskiego kierując swoje kroki w stronę Starego Miasta. Idąc uliczkami miasta trafiamy do Sieci Sklepów Spożywczych Arkady, gdzie mimo okrojonej liczby osób, które są na sklepie, na spotkanie z nami zgadza się sam szef. Rozmowę prowadzimy więc z właścicielem rodzinnej sieci, panem Arkadiuszem, od którego imienia pochodzi jej nazwa. Kto zagląda do jego placówki?

– Klientów można podzielić na dwa rodzaje. Na pewno bazuję tu na dwóch szkołach. W związku z tym myślałem, by zrobić tu coś konkurencyjnego do hot-dogów ze sklepu z naprzeciwka, ale mam zbyt małą strefę przykasową. Jednak nie da się mieć wszystkiego. Więc akurat z tego zrezygnowałem – tłumaczy właściciel. W jakim celu zatem najczęściej odwiedzają sklep uczniowie pobliskich szkół? Pan Arkadiusz wymienia: – Bardziej bazujemy na batonach, drożdżówkach oraz napojach izotonicznych – dopowiada. Jaki jest drugi typ klientów, który pojawia się w Arkadach?

– Są to klienci osiedlowi. Większość stanowią osoby starsze, które nie robią zakupów marketowych – czyli nie wychodzą z pełnymi koszykami, tylko jest to klient stały, który pojawia się codziennie i przychodzi po świeże bułki rano czy po tę kostkę masła raz na kilka dni lub po świeże wędliny – wymienia pan Arkadiusz i dodaje:

– Mięso mamy okolicznościowo, więc na wszelkie święta ruch mamy trochę większy – wtedy zamawiamy więcej tych wyrobów. Robimy także promocje na wędliny czy sery, bazujemy na świeżych i dobrych jakościowo wyrobach. Sprzedajemy ich bardzo dużo, więc dziewczyny się nakroją tu za ladą – opowiada właściciel i chwali:

– Nasz klient wie, że u nas dostanie produkty dobre i w promocji. Pan Arkadiusz opowiada nam, że ściśle współpracuje z hurtowniami oraz z producentami, którzy oferują promocje, dokładają gratisy, co pomaga zwiększyć konkurencyjność placówki wobec innych sklepów.

– Niestety obok mamy sklep sieci dyskontowej, a budują się kolejne –mówi handlowiec i dodaje: – Dziś, do którego z dyskontów się nie wejdzie, asortyment jest bardzo wyselekcjonowany. Tylko niektóre marki obecne są na półkach. Dlatego my się staramy, by ten asortyment był dosyć szeroki, bogaty, kolorowy, by klient, jak wejdzie i zechce kupić kawę, to czeka na niego wybór wielu marek łącznie z naszą regionalną. To też jest coś, co przyciąga klientów.

Marzy mi się, by wiodło się każdemu

Ostatnią placówką, w której gościmy, jest sklep spożywczy położony nieopodal rynku w Ostrowie Wielkopolskim. Istnieje on od 1978 roku. Jak opowiada nam właściciel, pan Marek: – Pierwotnie prowadziła go nasza mama, jednak straciła wzrok i sklep prowadzimy wraz z siostrą. Próbujemy w tych ciężkich czasach dać radę.

Największym problemem są rosnące opłaty: – Siostra robi wszystkie przelewy i jak patrzy na ceny prądu, to łapie się za głowę – dopowiada. Jest także optymistyczna informacja. Jak tłumaczy pan Marek:

– Naszą sytuację ułatwia fakt, że mamy niskie opłaty za lokal, bo to nasza część kamienicy. Dawniej mieliśmy jeszcze koncesję na sprzedaż alkoholu, jednak ze względu na trudne układy rodzinne, koncesji nie mogliśmy odnowić. Potem nastała pandemia, która też dała nam w kość. Obecnie możemy powiedzieć, że klientów mamy o wiele mniej, niż gdy obowiązywała koncesja. I nie dziwię się, sam nie chodziłbym do jednego sklepu na zakupy, a do drugiego po alkohol. Co wyróżnia ten mały sklep na tle okolicznych? Pan Marek odzywa się bez wahania:

– Słuchamy potrzeb klientów. Jak ktoś pyta o jakiś produkt, to ja chętnie go zamawiam. Wtedy wiem, że klient przyjdzie po niego i jeszcze weźmie kilka dodatkowych rzeczy. Mi się to nie zmarnuje, a przynajmniej tym mogę zadbać o klientów.

Najbardziej w głosie urzeka nas optymizm i życzliwość zarówno pana Marka, jak i obecnej w sklepie jego siostry. Właścicielowi marzy się, by ludzie byli dla siebie dobrzy: – Życzę, by każdemu się wiodło. By ludzie sobie nie zazdrościli. Co mi po tym, że będę zawistny.

Marta Rybko