TOWAR Z PIERWSZEJ RĘKI

Aktualności

TOWAR Z PIERWSZEJ RĘKI

07 lipca 2017

„Herosi nowoczesnej przedsiębiorczości” cz. 4 „Lokalność”

TOWAR Z PIERWSZEJ RĘKI

Fazę fascynacji żywnością z zagranicy mamy już za sobą. Na nowo pokochaliśmy polskie produkty i chcemy je widzieć na swoich stołach. Na to zapotrzebowanie najlepiej odpowiadają małe sklepy, którym łatwiej o dobry kontakt z lokalnymi producentami. O tym, jak się to robi, opowiada Grzegorz Kaźmierczak, właściciel dwóch sklepów ABC.

Historia sklepów spożywczych z Kościana w woj. wielkopolskim mogłaby właściwie być opowieścią o polskim handlu w pigułce. Grzegorz Kaźmierczak wspomina, że swój pierwszy sklep spożywczy otworzył w samym centrum miasteczka w 1993 r. Zaczynał w lokalu zaadaptowanym po dawnych pomieszczeniach biurowych. Przez lata sklep prosperował świetnie, ale z czasem upadek miejscowych zakładów i stopniowe ograniczanie możliwości parkowania w centrum miasta spowodowały, że klientów było coraz mniej. Sam Kościan zmieniał się powoli w „sypialnię”, z której ludzie dojeżdżali do pracy głównie do oddalonego o 50 km Poznania i rzadko zaglądali do centrum miasteczka.

Pan Grzegorz musiał więc podążyć za swoimi klientami. Sześć lat temu, niedługo po tym, jak w nieodległym Lesznie powstała hurtownia Eurocash, postanowił, że przeniesie swój biznes na jedno z kościańskich osiedli i odtąd zacznie działać w sieci ABC. Decyzja okazała się trafna. Wkrótce potem po sąsiedzku, w miejscowości Nowe Oborzyska, otworzył kolejny sklep, również ABC.

Sposobem na zaskarbienie sobie sympatii klientów stała się współpraca z siecią franczyzową, pozwalająca na utrzymanie wysokiej jakości i konkurencyjnych cen. Strzałem w dziesiątkę okazała się również decyzja o sprzedaży produktów od lokalnych dostawców – takiej oferty często próżno szukać w dużych marketach.

Prosto ze źródła

Choć sama idea prowadzenia sklepów na franczyzie zasadza się na korzystaniu z asortymentu pochodzącego z hurtowni swojej sieci, nie przekreśla to wcale współpracy z innymi dostawcami. Pan Grzegorz mógłby długo wymieniać działających w najbliższej okolicy producentów, których produkty trafiają na półki jego sklepów. Są to na przykład mleczarnie – Mlekovita w Kościanie, w której zaopatruje się w mleko, i mniejsza w Kurowie, skąd dostaje bardzo dobre sery wiejskie. Jego chleb pochodzi z kościańskiej gminnej spółdzielni, a słodkie pieczywo z małej lokalnej piekarni. Na półce z przetworami króluje Frykas – producent konserwowanej żywności i gotowych dań, które powstają raptem parę kilometrów od sklepu pana Grzegorza. Niedługą drogę do sklepowych półek przebyły też surówki Jurga, miejscowe wędliny i naturalnie świeże warzywa, które zwykle kupowane są bezpośrednio od rolników działających w okolicy. 

Pan Grzegorz podkreśla, że o postawieniu na lokalność decydują nie tylko względy ekonomiczne, lecz także solidarność lokalnych przedsiębiorców. Jak mówi: „Musimy współpracować i nawzajem się wspierać, żebyśmy wszyscy utrzymali się na rynku i mogli się rozwijać”.

Słoiki dla kierowców

Lokalnych produktów z niezależnych źródeł nie trzeba specjalnie długo szukać. Najczęściej „same” trafiają do sklepu pana Grzegorza. Osoby zajmujące się ich dystrybucją pukają do drzwi i proponują nawiązanie współpracy, z początku zwykle na próbę. Zanim pan Grzegorz się na nią zgodzi, sprawdza producenta. Najlepszymi testerami okazują się jednak klienci. Regionalne produkty są bardzo dobrze przyjmowane, co widać po tym, jak szybko znikają z półek, i słychać przede wszystkim w rozmowach z zadowolonymi kupującymi. Pan Grzegorz, który podczas każdej wizyty w swoim sklepie stara się rozpoznać potrzeby i preferencje klientów (niekiedy też staje za ladą), podkreśla, że miejscowe pochodzenie produktów coraz częściej uważane jest za atut.

Dzięki takiemu „wywiadowi środowiskowemu” wie, że nie musi w żaden sposób oznaczać lokalnych wyrobów specjalnymi nalepkami ani umieszczać ich na osobnej półce, tak jak robią to supermarkety. Klienci bowiem doskonale je znają. Na przykład obiady w słoikach od Frykasa cieszą się znakomitą renomą wśród pracowników firm transportowych, których w okolicach Kościana działa całkiem sporo. Kierowcy ruszają w trasy do Niemiec lub dalej i cenią sobie możliwość zaoszczędzenia na stołowaniu się w krajach Eurolandu. Wolą też postawić na domowe dania, które znają już od dawna.

Ekologia i patriotyzm w jednym

Moda na lokalną żywność kojarzy się często z dużymi miastami, gdzie na specjalnych imprezach sprzedaje się produkty „od rolnika” – po kilkakrotnie wyższych cenach ze względu na ich ekologiczną markę. Doświadczenia pana Grzegorza dowodzą jednak, że lokalne nie musi być droższe od globalnego i masowego, a klientom z niewielkiego Kościana także zależy na kupowaniu polskich produktów. Podkreśla, że zaopatrywanie się w hurtowniach Eurocashu, który opiera się na ofercie polskich producentów, daje gwarancję, że na półki sklepów ABC trafią towary wyprodukowane w Polsce. W oczach klientów jest to duża zaleta, a fakt, że mogą znaleźć tu również warzywa z własnego województwa czy nawet gminy, daje dużą przewagę nad dyskontami, podającymi drobnym drukiem obok ceny marchewki, że wyrosła ona dwa tysiące kilometrów stąd.

Można zastanawiać się, czy takie podejście klientów to lokalny patriotyzm, czy raczej ekologiczna postawa. Pan Grzegorz zauważa, że to prawdopodobnie praktyczne rozumowanie łączące jedno i drugie. Jego zdaniem ludzie mają sentyment do tego, co swoje, do świeżych smaków, które pamiętają z dzieciństwa. Jednocześnie zdają sobie doskonale sprawę, że transportowanie żywności na dalekie dystanse wymaga zastosowania chemicznych konserwantów, które psują jej smak, a przy tym nie są obojętne dla zdrowia. Tymczasem polska żywność, szczególnie latem, przyjeżdża do sklepu niemal prosto z pola.

W ostatnich tygodniach klienci pana Grzegorza entuzjastycznie przyjęli pojawienie się młodych polskich ziemniaków. Wciąż są one droższe od śródziemnomorskich, ale cieszą się dużo większym powodzeniem niż ziemniaki z Grecji czy Hiszpanii. Podobnie jest z sezonowymi owocami, jak czereśnie, dla których klienci momentalnie zapominają o egzotycznych pomarańczach czy kiwi. Sprowadzając je od miejscowych sadowników, pan Grzegorz ułatwia mieszkańcom Kościana odnalezienie ulubionych smaków lata na własnym osiedlu, dzięki czemu nie muszą szukać ich na podejrzanych ulicznych straganach. Od niedawna pan Grzegorz rozważa też rozbudowę sklepu w Kościanie i poszerzenie asortymentu. Całkiem możliwe, że postawi na jeszcze większą obecność lokalnych produktów w swojej ofercie, aby wpasować się w nowy trend na kupowanie lokalnej żywności. Jak bowiem sam przyznaje: „Nowości w handlu trzeba wprowadzać co chwilę, bo kiedy się człowiek nie rozwija, to znaczy, że się cofa”.