Przez lata różnego autoramentu futurolodzy, wróże, przepowiadacze przyszłości wieszczyli koniec ery słowa drukowanego. Postęp techniczny miał zmarginalizować prasę tradycyjną, a stare książki miały być dostępne jedynie dla koneserów w antykwariatach. Ludzie korzystaliby niemal wyłącznie z cyfrowych nośników i Internetu. Na szczęście widać, że ta nieco odhumanizowana wizja świata się nie sprawdza. Papier wraca do łask.
Coraz słabiej przebijają się głosy, że druk jest martwy albo znajduje się w fazie schyłkowej. Coraz głośniej natomiast mówi się o jego renesansie. Nie dotyczy to tylko Polski, ale tego typu opinie powszechne są w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych. Przeprowadzona za Wielką Wodą w sierpniu i wrześniu tego roku ankieta portalu foliomag.com pokazuje, że 7 na 10 amerykańskich wydawców czasopism spodziewa się uzyskania w przyszłym roku wzrostu przychodów. 40% ankietowanych oczekuje poprawy wyników na poziomie dwucyfrowym, a 30% – jednocyfrowym. Jedynie co dwudziesty respondent liczy się ze spadkiem przychodów. Przy tym druk pozostaje jednym z głównych elementów strategii wzrostu. Wydawcy przyznają w badaniu, że dzięki mediom drukowanym uzyskują prawie połowę łącznych przychodów, a tylko jedna piąta pochodzi z edycji cyfrowych.
W jakich obszarach działalności amerykańcy wydawcy spodziewają się wzrostu przyszłorocznych przychodów? Pierwsze miejsce zajmuje obsługa i organizacja wydarzeń (53,8%), ale na drugim miejscu znajdują się przychody z tytułu reklam umieszczanych w czasopismach drukowanych (46,1%, ex aequo z reklamami w mediach cyfrowych). Widać zatem, iż dla wielu przedsiębiorców druk pozostaje solidną podstawą prowadzenia stabilnej działalności wydawniczej. Jest czynnikiem decydującym o jakości marek i stanowi bazę ich dalszego rozwoju. 15% respondentów zamierza w ramach inwestycji strategicznych uwzględnić rozwój części biznesu związanej z drukiem.
Z kolei serwis Freeport Press informuje, że Amerykanie chętniej i dłużej czytają wersje drukowane periodyków, aniżeli ich odmiany w wersji cyfrowej. Te pierwsze są też znacznie częściej prenumerowane. Powyższe wyniki pochodzą z niedawnej ankiety przeprowadzonej na ponad tysiącu amerykańskich czytelnikach. Redakcja serwisu zadała kilkanaście kluczowych pytań, dotyczących rodzaju, subskrypcji i czasu spędzonego z magazynami, które respondenci przeczytali w ciągu ostatnich miesięcy. Dla pełnego obrazu zapytano również o wizyty na witrynach internetowych tych tytułów oraz ich stronach w mediach społecznościowych. Jedynie co czwarty respondent nie przeczytał żadnego drukowanego czasopisma. 44% zakupiło co najmniej jeden periodyk, 11% od trzech do czterech, a 12% zakupiło pięć i więcej magazynów. Jeżeli chodzi o wersje cyfrowe, aż 60% ankietowanych nie miało kontaktu z żadnym tytułem.
Przejdź do treści artykułu w formie e-wydania: https://issuu.com/bpirgeneralczyk/docs/ph_2011_2017/32
Okazuje się, że znacznie więcej osób na dłużej „angażuje się” w czasopisma drukowane niż wersje cyfrowe. Te pierwsze subskrybuje 55% czytelników, a drugie zaledwie co czwarty. Niemal połowa czytelników w ogóle nie odwiedza stron internetowych czasopism, a trzy czwarte nie „śledzi” ich w social mediach. Z powyższego niezbicie wynika, iż Amerykanie po prostu wolą cieszyć się błyszczącym papierem, szelestem przewracanych stron, obcowaniem z materialnym źródłem przyjemności intelektualnej.
Symptomy odwrotu od „cyfryzacji czytelnictwa” ukazuje jeden z październikowych numerów „The Wall Street Journal”, jedna z najbardziej znanych opiniotwórczych amerykańskich gazet o tematyce gospodarczej. Widoczne były na tegorocznych targach książki we Frankfurcie, największej imprezie wystawienniczej tego typu na świece. Wydawcy uczestniczący w targach jednoznacznie stwierdzili, że „czeka nas powrót do przeszłości”. Nie chcą już walczyć o wzrost sprzedaży za pomocą nowoczesnych technologii. Kiedy dekadę temu na rynku pojawił się Kindle, pierwszy czytnik e-booków, na tradycyjnych wydawców padł blady strach. Musieli szybko zmierzyć się z nowym zjawiskiem rynkowym. Przetrwali trudniejsze lata, ograniczając koszty, po czym okazało się, że oddawanie się lekturom na nośnikach elektronicznych nie musi zagrażać papierowym wydaniom. Jak informuje Association of American Publishers (Związek Wydawców Amerykańskich) – w ubiegłym roku sprzedaż książek w wersji elektronicznej (e-booków) spadła o 17%, natomiast tych tradycyjnych zwiększyła się o 5%.
Ten trend z pewnością ucieszył „papierowych” wydawców, jednak nie wprawił ich w błogostan. Teraz zamierzają usprawnić pracę tak, aby wykonywać ją szybciej niż kiedykolwiek, błyskawicznie reagując na potrzeby rynku. Kluczowe bowiem staje się tempo druku oraz proces dystrybucji, aby książki jak najszybciej trafiały do czytelników.
Pamiętamy wszyscy, jak pod koniec minionej dekady błyskawicznie rosła sprzedaż tabletów. Czołowi eksperci i analitycy zapowiadali, że właśnie te urządzenia okażą się deską do trumny tradycyjnych wydawców. Ludzie odrzucą słowo drukowane, a przerzucą się na audiobooki, e-booki i duże ekrany tabletów oraz komputerów. Początkowo wydawało się, że przepowiednie są trafione, ale wkrótce okazały się stekiem nieprzemyślanych fantasmagorii. Otóż sprzedaż tabletów niknie w oczach. W ubiegłym roku skurczyła się o ok. 15%. W dodatku tendencja się pogłębia. Dlaczego tak się dzieje?
Czytelnicy są zmęczeni i znużeni patrzeniem w ekrany. Mamy ich za dużo w swym otoczeniu – telewizory, komputery, telefony wpływają na nasze oczy. Najczęściej niezbyt pozytywnie. W związku z tym uciekamy od nich, szukamy spokoju, wyciszenia od ferii dźwięków, kolorów, itp. Media i książki drukowane świetnie się wpisują w tę potrzebę. Okazuje się także, że młode pokolenie – wychowane na Internecie – coraz chętniej korzysta z wydawnictw papierowych.
Internet stał się swego rodzaju rynsztokiem informacyjnym. Coraz trudniej – nawet wykształconemu odbiorcy wiadomości – odróżnić fake newsy od prawdziwego przekazu. W mediach społecznościowych wszystko się miesza. Rzetelne artykuły przeplatają się z celowym kłamstwem i niejednokrotnie falą hejtu. Tracą na tym – niejako obrywając rykoszetem – również rzetelne, odpowiedzialne tytuły, istniejące w wersjach cyfrowych. Tymczasem słowo drukowane ma ciągle moc. Znacznie rzadziej drukuje się niesprawdzone informacje czy wręcz programowe kłamstwo. Po prostu jest to nieopłacalne. Wydawcy muszą dbać o reputację, czyli wiarygodność. Bez niej nie przetrwają na trudnym, konkurencyjnym rynku medialnym.
Internet posiada jedną niezaprzeczalną przewagę – szybkość publikowania informacji. Być może tam, gdzie jest ona najważniejsza, czyli w wypadku dzienników, tradycyjnym mediom trudno będzie konkurować z siecią. Niemniej, jeżeli chodzi o tygodniki czy miesięczniki wspomniana zaleta sieci wirtualnej odchodzi na dalszy plan, ponieważ zaczyna liczyć się przede wszystkim: fachowość, interesująca forma, pogłębiona analiza, odpowiednia grafika i dobrane zdjęcia. Aby te elementy idealnie współgrały, potrzeba czasu oraz odpowiedniej oprawy. Druk to daje.
Poza tym stwarza jedno, czego Internet raczej nie osiągnie – prestiż. Staranna szata graficzna i kompozycja sprawiają, że chce się dłużej obcować z tradycyjnym drukiem. Wszystko to składa się na wyjątkową całość. Jeżeli kogoś nie przekonują wspomniane argumenty, pojawia się jeszcze utylitaryzm, czyli inaczej mówiąc użyteczność. Wersja papierowa zawsze jest pod ręką, a w smartfonie może wyładować się bateria lub w najmniej oczekiwanym momencie zniknąć dostęp do sieci. Wtedy najlepsza technologia nie pomoże.
Artykuł opracowano na podstawie „Book Publishers Go Back to Basics” Zeke Turner, The Wall Street Journal, 14 października 2017 r.
Rafał Boruc