Rozmowa z Mariuszem Kisielem, finalistą X edycji MasterChef

Detal/Hurt

Rozmowa z Mariuszem Kisielem, finalistą X edycji MasterChef

07 września 2023

Wywiad z Mariuszem Kisielem, finalistą X edycji MasterChef.

Kiedy odkrył pan w sobie pasje do gotowania ?

Pamiętam jak podpatrywałem mamę i jej siostrę w kuchni lepiące pierogi, czułem że to mnie interesuje. Pierwsze dania, które podałem swojej rodzinie było w 5 tej klasie podstawówki. Niestety był to niewypał, ponieważ spaliłem ziemniaki i przypaliłem bigos. To jednak mnie nie zniechęciło do dalszych odkryć gastronomicznych. Sam nauczyłem się gotować, ale nie jestem z pokolenia youtuberów!  Wszystko co wiem, znam z praktyki, z własnych prób i doświadczeń. Po ukończeniu szkoły wyjechałem do Londynu, po jakimś czasie zatrudniłem się w japońskiej restauracji. Tam miałem okazję podpatrywać i uczyć się od największych szefów kuchni. Tam również miałem przyjemność gotować m.in. dla królowej Elżbiety II oraz Madonny.

Jak zrodził się pomysł aby wziąć udział w programie?

Rodzina i przyjaciele utwierdzali mnie w przekonaniu, że dobrze gotuję. Tak więc zainspirowali mnie do spróbowania swoich sił w programie „Masterchef”, który jak się okazało odmienił moje życie. Do programu startowałem już raz, ale się nie udało. Dopiero w czasie pandemii, podczas ogłoszenia naboru do X edycji podjąłem kolejną  próbę. I udało się przejść eliminacje.

Co Pan pomyślał otrzymując pierwsze kulinarne zadanie w programie?

Miałem proste zadanie, bo kazano mi zrobić danie z makaronu. A z makronu można zrobić wszystko – od spaghetti bolognese zaczynając. Ja postanowiłem zrobić coś, co często przygotowywałem w domu, a więc makaron z owocami morza, czyli z krewetkami, mulami. I kiedyś w domu, jeszcze przed MasterChefem, dodawałem do tego jogurt. Gdy o tym wspomniałem, Michel Moran parsknął śmiechem i powiedział: Mariusz, nie. Makron lubi oliwę, czosnek, zioła, ale nigdy śmietanę czy jogurt. I wtedy pomyślałem sobie: Boże, to jednak będzie program na wysokim poziomie i nie wiem, czy przychodząc tu dobrze zrobiłem. Ale udało się, dotarłem do pół finału i…. finału ! Muszę przyznać, że nie było łatwo zdobyć tytuł Vice Masterchefa, ponieważ w programie było bardzo dużo utalentowanych kucharzy.

Z jakim daniem lub produktem miał Pan najwięcej problemów w czasie konkursowego gotowania?

Najtrudniejszy był chyba ten mój bieg z żabnicą (duża ryba zwana diabłem morskim).To bardzo ekskluzywna ryba, jedna z najdroższych na świecie. Wygląda strasznie, bo ma wielki łeb i ostre, brzydkie zęby. Ma skórę, dwie błony i dopiero potem dochodzi się do mięsa, więc jej obrabianie do łatwych nie należy. To nie jest normalna ryba, którą się normalnie filetuje i ja tego doświadczyłem. Wydając to danie zrobiłem bardzo małą porcję, a Michel Moran zapytał: Mariusz, co ty dostałeś? Odpowiedziałem, że żabnicę. To gdzie jest ta żabnica na talerzu? – zdziwił się Michel. Dodam, że moja żabnica ważyła jakieś 10-12 kg, a moje danie to był taki malutki filecik podany na puree z kalafiora. Michel chciał wiedzieć, gdzie jest reszta mojej żabnicy, więc poszliśmy do mego stanowiska. Dał mi tę rybę i kazał skończyć danie.

Jak zmieniło się Pana życie ? Jakie nowe możliwości pojawiły się po programie?

Po programie zostałem bardziej rozpoznawalny i poznałem bardzo wielu ludzi z branży i nie tylko. Otworzyło się wiele drzwi, niemniej jednak nadal trzeba ciężko pracować i  dalej się kształcić. Program bardzo pomógł w dalszym rozwoju moich pasji i dzięki niemu mogę robić to co kocham czyli gotować. Władze miasta Białegostoku również umożliwiają mi gotowanie dla mieszkańców, dzięki temu mogę promować regionalną podlaską kuchnię.  Podczas 30. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy  wspólnie z  wiceprezydentem Rafałem Rudnickim na białostockim Rynku Kościuszki, udało nam się wspólnie upiec babkę ziemniaczaną. Dodam, że ziemniaki tarkowaliśmy bez użycia żadnych maszyn. Tradycyjnie tareczka połączona z siłą naszych mięśni.

Czy udało się Panu odbyć wygrany straż w hiszpańskiej restauracji ?

Na staż wybieram się w tym roku , mam już potwierdzony termin w listopadzie. Już nie mogę się doczekać. Praca z Paulo Airaudo – szefem kuchni z „Amelii” (restauracja w San Sebastian z dwiema Gwiazdkami Michelin) i z Aitorem Arregi z „Elkano” (1 Gwiazdka Michelin – jednej z najlepszych restauracji rybnych na świecie) będzie z pewnością dobrą lekcją, która przyda się w przyszłości. Mam nadzieję, że ten wyjazd na staż do Kraju Basków będzie inspiracją do czegoś nowego w moim życiu.

Skąd pomysł na zakup food trucka i prowadzenie biznesu na giełdzie?

Zainspirował mnie program telewizyjny o Luizjanie, która jest królestwem street food i zagłębiem food trucków. Zacząłem szukać przyczepy. Jeździłem je oglądać do Lublina, Zielonej Góry, aż w Suwałkach znalazłem mercedesa ”kaczkę”. Niewielka, zgrabna, w bardzo dobrym stanie. Przerobiłem ją do swoich potrzeb i zacząłem swój biznes na kółkach. Od czegoś trzeba zacząć, a ja nie chciałem iść w spółki. Jeżeli chodzi o Giełdę wybór był bardzo prosty. Mieszkam niedaleko, świeże warzywa, mięso oraz wszystko czego potrzebuję do wyrobu moich dań w Master Truck by Mariusz Kisiel jest właśnie tutaj. Tak więc wybór był oczywisty.

Pana burger wpisany jest na liście Podlaskiego Centrum Produktu Lokalnego – to jak, według Mariusza Kisiela, zrobić dobrego burgera?

Dobry burger to dobre lokalne produkty, czyli polska wołowina, sałata, ogórek piklowany, pomidorek prosto od rolnika i świeża bułka z sezamem. I nie ma co więcej kombinować, bo trzeba się skupić na produkcji i konsystencji tego produktu. Ja odradzam ludziom kupowanie warzyw i owoców w sieciówkach, a zachęcam do kupowania na Targowisku od  rolników.

Czy podlaski rynek food trucków ma przed sobą wielki potencjał rozwoju? Jakie możliwości daje mobilna kuchnia na kółkach ?

Myślę że podlaski rynek food trucków ma bardzo duży potencjał. Podlasianie pokochali street food, a moda na tego typu gastronomię zadomowiła się u nas już na stałe, co potwierdza coraz większa liczba różnego rodzaju food trucków. To odzwierciedla nowe nawyki żywieniowe ludzi. Obecnie wybór jedzenia ulicznego jest ogromny. Każdy znajdzie coś dla siebie, bez względu, czy jest na diecie wegetariańskiej, wegańskiej czy bezglutenowej. Na Podlasiu mamy dobre, świeże lokalne produkty, dzięki którym jakość street food jest zdecydowanie lepsza.                                                                                                                               Jeżeli chodzi o mobilność kuchni jest to ogromna zaleta, ponieważ mogę jeździć na imprezy okolicznościowe i nie tylko, dzięki temu docieram do większej liczby klientów. Dodatkową zaletą są zdecydowanie mniejsze koszty, niż w przypadku wynajęcia pomieszczenia na prowadzenie restauracji.

Czy czuje się Pan ambasadorem branży food truków ?

Tak, jak najbardziej zależy mi na promowaniu street food na poziomie restauracyjnym. Konkretnie jeżeli chodzi o jakość przygotowywanych potraw, na bazie świeżych lokalnych produktów. Jestem również otwarty na współpracę z innymi właścicielami Food Trucków. Ostatnio wspólnie z chłopakami z Food Truck Słodziak przygotowaliśmy recepturę na burgera, na bazie dobrych produktów od producentów na Giełdzie.

Gotował pan w MasterTrucku m.in. z Matim Budzanowskim (uczestnikiem programu MasterChef Junior) – wspiera pan młodych początkujących kucharzy?

Tak kilkakrotnie gotowałem z Mateuszkiem,  staram się być przykładem dla młodych kucharzy i ich wspierać. Dosyć często przygotowuje dania na duże imprezy okolicznościowe w Zespole Szkół Gastronomicznych w Białymstoku, dzięki czemu młodzi kucharze mogą wtedy ze mną spędzić czas i poznać moje tajniki gotowania. Ostatnio brałem też udział w konkursie kulinarnym jako Juror w ZSG w Białymstoku i muszę przyznać, że mamy bardzo dużo młodych i utalentowanych kucharzy.

Który z szefów kuchni jest Pana wzorem w sztuce gotowania?

Dla mnie jest to Peter Gordon, szef kuchni z Nowej Zelandii, którego miałem zaszczyt poznać oraz Aitor Arregi z restauracji Elkano, w której to miałem przyjemność gotować wraz z nim. Obaj panowie zmienili moje podejście do gotowania i pokazali wiele kuchennych tajników. Podziwiam ich za determinację, innowacje oraz wielką miłość do gotowania.

Czy w Białymstoku są dobre restauracje?

Jest wiele dobrych restauracji od pizzerii po steki ryby i inne lokalne rarytasy. W wolnej chwili lubię wraz z rodziną zjeść obiad w Pawilonie Towarzyskim lub w Piu’di Pizza –gdzie serwują tradycyjną włoską pizzę. Na deser wybieram Madeline cukiernie, w której podają wybitne francuskie desery, ja szczególnie uwielbiam sernik.

Skąd czerpie Pan inspiracje kulinarne?

Inspiracje czerpie z życia codziennego oraz doświadczenie jakiego doznałem w podróżach jak również pobycie w UK gdzie spędziłem 16 lat. Każdy kolejny dzień jest inspiracją do działania   i nauki, często rozmawiamy i wymieniamy się poglądami z przyjaciółmi z branży oraz gośćmi w moim Food Trucku.

Kto gotuje u Pana w domu ?

U mnie w domu staram się gotować ja, natomiast wypiekami zajmuje się moja kochana żona Anetka.

Jaki ma Pan pomysł na przyszłość?

Mój plan na najbliższą przyszłość to organizowanie na Giełdzie cyklicznych zlotów Food Truck, podczas których mieszkańcy Białegostoku i okolic mogliby spróbować kuchni regionalnej.

Najbliższe wydarzenie, na które serdecznie zapraszam Festiwal Lokalnego Jedzenia odbędzie się już 23-24 września na placu Giełdy (szczegóły : www.podlaskiecentrum.pl)

Bardzo ważna jest dla mnie możliwość współpracy z właścicielami mobilnych kuchni. Sukces rodzi się przy współpracy i wzajemnej pomocy. Razem możemy promować ideę street food na wysokim poziomie, której głównym celem jest szybkie i smaczne jedzenie, łatwo dostępne dla każdego, w atrakcyjnej cenie. W przyszłym roku planuję pobić rekord Guinnessa w najdłuższym na świecie stole piknikowym. Chciałbym także otworzyć własną małą restauracje, gdzie będę mógł pokazać swoim gościom moją miłość do gotowania i styl w jaki sposób chcę ją prowadzić. Moim największym marzeniem jest zostać ambasadorem gastronomii podlaskiej. Choć pochodzę z Dolnego Śląska to jestem zauroczony Podlasiem, wiem, że moja dusza i serce na zawsze zostaną w Białymstoku.

*artykuł zewnętrzny*