Relacja „Poradnika Handlowca” ze sklepów FMCG w Polsce (04.05)

Detal/Hurt

Relacja „Poradnika Handlowca” ze sklepów FMCG w Polsce (04.05)

04 maja 2020

Handel, nie tylko w branży FMCG, małymi krokami wraca do normy. Niewątpliwie jednak koronawirus wciąż mocno wpływa na sytuację w sklepach i w najbliższym czasie nic się w tej kwestii nie zmieni, o czym opowiadają nasi dzisiejsi rozmówcy. Zapraszamy na codzienną relację ze sklepów FMCG w Polsce.

– Jest może mniej osób, ale robią większe zakupy. Koszyk zakupów jest o około 30 proc. większy. Pojawili się również nowi klienci. Strzelin znajduje się około 40 kilometrów od Wrocławia, a że mamy dobre połączenie to wiele osób pracuje w mieście i tam robi zakupy. Teraz sytuacja się zmieniła. Część ludzi pracuje zdalnie, zostaje w domach z dziećmi dlatego przychodzą do nas na zakupy. Klienci wybierają mniejsze sklepy takie jak nasz również ze względów bezpieczeństwa i większego komfortu. Wystraszyli się dużych skupisk ludzkich. W marketach i dyskontach trzeba stać w długich kolejkach, jest większe niebezpieczeństwo zarażenia wirusem – opowiada Katarzyna Widziak, właścicielka Sklepu Spożywczo-Przemysłowego w Strzelinie.

– Mam wrażenie, że ceny wszystkich produktów poszły mocno do góry. Warzywa i nabiał mocno zdrożały, a już ostaliśmy informację, że ceny pieczywa również pójdą o 20 proc. do góry. Podobno jest jakiś problem z mąką/ Wyjątkiem jest wieprzowina, która staniała w porównaniu do okresu przedświątecznego. Myślę, że ta sytuacja jest odzwierciedleniem problemów rolników, którzy stracili wielu odbiorców, ponieważ zamknęły się restauracje i hotele – mówi Magdalena Maryniak, współwłaścicielka sklepu Wiejski Stół w Skórzewie.

– Do mojego sklepu przychodzi teraz o około 20 proc. więcej klientów niż przed pandemią. Wyższy jest również koszyk zakupów. Klienci kupują przede wszystkim podstawowe artykuły spożywcze. Nie zauważyłem specjalnie, aby ceny produktów poszły mocno do góry. Wszystko co potrzebuję udaje mi się kupić w hurtowniach. Nie mam problemów z zaopatrzeniem sklepu – twierdzi z kolei Tadeusz Klepczarek, właściciel sklepu spożywczego w Łodzi. – Wprowadziliśmy wszystkie regulacje odnośnie handlu do placówki. Mamy rękawiczki dla personelu, płyn dezynfekujący, maseczki i szybę ochronną przy stanowisku kasowym. W tej chwili brakuje nam jedynie rękawiczek dla klientów, ponieważ nie udało mi się ich nigdzie kupić. Dla klientów mamy płyn do dezynfekcji rąk – dodaje.

Choć na początku pojawiał się problem z ich dostępnością, dziś środki do dezynfekcji czy jednorazowe rękawiczki pozostają do dyspozycji klientów niemal w każdej placówce handlowej. – Od samego początku zapewniliśmy możliwość dezynfekcji rąk przed wejściem do sklepu, rozdawaliśmy w prezencie maseczki wielorazowego użytku, które zakupiliśmy na swój koszt. Oczywiście mamy rękawiczki jednorazowe do dyspozycji klientów, zamontowaliśmy szybę ochronną z pleksi przy stanowisku kasowym, personel nosi przyłbice lub maseczki. Wprowadziliśmy limit osób wewnątrz sklepu, nawet niższy niż zalecany, ponieważ chcemy, aby nasi klienci czuli się bezpieczni. Codziennie po zamknięciu placówka jest odkażana za pomocą urządzenia ozonującego – dodaje Magdalena Maryniak. – Ja bym tak bardzo nie luzowała ograniczeń. Zostały one wprowadzone przy zdecydowanie niższej liczbie zakażonych, a teraz są poluzowywane kiedy chorych jest zdecydowanie więcej. Myślę, że mimo odchodzenia od obowiązkowych regulacji w handlu na razie pozostaniemy przy wprowadzonych ograniczeniach, m.in. zostawimy szybę ochronną, dozownik z płynem dezynfekującym przed wejściem, rękawiczki. Będziemy się również trzymali limitów dla klientów, żeby mogli bezpiecznie zrobić zakupy – dopowiada.

– Środki do dezynfekcji dla klientów umieściliśmy przy wejściu do sklepu. Mamy dwie kasy, ale ponieważ sala sprzedaży nie jest zbyt duża to wpuszczamy tylko dwóch, trzech klientów. Dzięki temu czujemy się bezpieczniej i bardziej komfortowo. Będziemy się starali jak najdłużej ograniczać liczbę osób w sklepie dla własnego bezpieczeństwa. Klienci się przyzwyczaili, rozumieją sytuację. Najbardziej boję się, że ktoś z pracowników lub ich rodzin zachoruje i trzeba będzie wprowadzić kwarantannę – dodaje Katarzyna Widziak.

Opinie samych właścicieli sklepów i sprzedawców na temat handlu w okresie epidemii są przeróżne. Wielu właścicieli niezależnych placówek twierdzi, że obecnie ich sklepy odwiedza więcej klientów, którzy poszukiwali alternatywy dla kolejek w dyskontach i supermarketach. Są jednak i tacy, którzy widzą wyraźny spadek w liczbie kupujących. – Handel w czasach koronawirusa zmienił się na gorsze. Do placówki przychodzi mniej klientów, którzy nie wykonują zakupów większych niż wcześniej, ograniczając się do nabywania tylko najpotrzebniejszych produktów. Ze względu na ograniczenie przemieszczania się ludności godziny otwarcia sklepu zostały ograniczone – mówi nam anonimowo sprzedawczyni w sklepie w Mogilnie. – Zauważyłam że klienci stosują się do wszelkich zaleceń związanych z bezpieczeństwem. Na zakupy przychodzą w maseczkach oraz rękawiczkach. Dostosowują się także do limitu osób w placówce, czekając czasami w kolejce przed obiektem. Obsługa również wyposażona jest we wszystkie niezbędne środki bezpieczeństwa – rękawiczki, maseczki, płyny do dezynfekcji. Sprzedaż odbywa się natomiast zza ekranu z pleksi – dodaje nasza rozmówczyni.

– Jest mniejszy ruch, co skutkuje spadkiem sprzedaży. Interes jakoś funkcjonuje, ale gorzej niż przed epidemią. Klienci chcą, żeby wrócił stan wcześniejszy, by bez obaw móc zrobić codzienne zakupy. Widzę wśród kupujących strach związany z Covid-19. Nie widać jednak paniki, w wielkości dokonywanych zakupów. Wartość koszyka nie uległa zmianie. Początkowo zauważalne było zwiększone zainteresowanie papierem toaletowym, kaszą oraz mąką, ale okres wzmożonego popytu na te kategorie minął – opowiada na koniec Lidia Miecznik, właścicielka sklepu „U Romka” w Niepruszewie.