Prohibicja nocą – komu służy?

Gospodarka

Prohibicja nocą – komu służy?

24 października 2023

Już od pięciu i pół roku władze polskich gmin mogą Uchwałą Rady Miasta ustanowić na swoim terenie nocną prohibicję. Według Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom skorzystało z tej możliwości 170 gmin – 25 w województwie mazowieckim, 20 w Wielkopolsce, 19 w małopolskim i 18 w śląskim. Sprzedaż alkoholu może być zakazana nie wcześniej niż o godzinie 22 i nie później niż do 6. Założenie było takie: prohibicja spowoduje spadek spożycia napojów wyskokowych. A jakie są fakty?

Jak podaje Krajowe Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom w  2021 roku zakaz obowiązywał w 719 z 2448 gmin, biorących udział w specjalnym badaniu, a niebawem część z nich wycofała się z prohibicji. Zrobiły to między innymi Kartuzy i Biała Podlaska.

– My uchyliliśmy tę Uchwałę już w 2019 roku – tłumaczy Gabriela Kuc-Stefaniuk, rzecznik prasowy prezydenta Białej Podlaskiej. – Dlaczego? Bo jeszcze żaden zbawiciel nie zbawił nikogo zakazami. Badania pedagogiczne wykazują przecież jasno, że zakazy są nieskuteczne i złe.

– Nasz prezydent Michał Litwiniuk stwarza ludziom mnóstwo okazji do zdrowego, fajnego spędzania czasu, pokazując – jako instruktor narciarstwa czy windsurfingu – że nie trzeba się upić, aby dobrze się bawić. I to jest nasza droga do zmiany nawyku niekultu
ralnego picia. Na dodatek nie ma i nigdy nie było u nas badań, z których wynikałoby, że nocna sprzedaż alkoholu generuje większą ilość interwencji policji czy ulicznych awantur – mówi. Burmistrz Kartuz Mieczysław Gołuński dodaje, że uchwałę uchylono, bo była absurdalna i kuriozalna. – Przecież wystarczyło przejechać od nas 4 kilometry i już na stacji benzynowej innej gminy można było kupić wódkę – dodaje. – A po co rozwijać u  siebie meliniarstwo czy inne sposoby zaopatrywania się w  alkohol poza sklepem na naszym terenie. Poza tym ta uchwała stwarzała zagrożenie dla życia, bo jak ktoś pod wpływem był bardzo spragniony, to pod tym wpływem jechał do sąsiedniej gminy i mógł spowodować wypadek. Efekty? Nasi handlowcy nadal dobrze prosperują i są zadowoleni. Każdy przecież wie, że jak ktoś będzie chciał kupić mocniejszy trunek, to zawsze znajdzie sposób – powiedział.

KATOWICE

– Zgodnie z życzeniem mieszkańców wprowadziliśmy prohibicję w pięciu dzielnicach – mówi Maciej Maciejewski, pełnomocnik Prezydenta Miasta do spraw rozwiązywania problemów uzależnień.

– Ludzie skarżyli się na nocne hałasy, awantury, interwencje policji. Zakaz sprzedaży alkoholu objął nie tylko sklepy, ale i stacje benzynowe. Nawet, gdybyśmy chcieli je z  tego działania wyłączyć, to nie pozwala nam na to Ustawa. Wiemy, że handlowcy mają pretensje, ale my jesteśmy między młotem a kowadłem. Oczywiście jako samorząd znajdujemy się w polu konfliktów różnych oczekiwań społecznych.
W  tym wypadku konfliktu głównie pomiędzy mieszkańcami, którzy bezpośrednio sąsiadują ze sklepami prowadzącymi nocną sprzedaż alkoholu a przedsiębiorcami, zwłaszcza tymi, którzy wyspecjalizowali się w sprzedaży alkoholu i najczęściej dysponują siecią sklepów handlujących w  godzinach nocnych – dodaje.

Zdecydowanie nie podoba się to Tomaszowi Kubikowi, właścicielowi 25 sklepów na Śląsku. – Miałem ich 34, a 9 musiałem zamknąć ze względu na prohibicję właśnie – tłumaczy Pan Tomasz. – Ogólnie mogę powiedzieć, że w  sklepach całodobowych straciliśmy około 30% obrotu. Teraz zamykamy sklepy o  22, bo i tak po tej godzinie nic się nie sprzedawało. Trzeba było zwolnić ludzi, a  to dla handlowca bardzo trudna decyzja. Jestem rozżalony, bo tak, jak ja, wielu ludzi walczyło o  zniesienie prohibicji i  nic. Referendum w  dzielnicy Koszutki na przykład wykazało, że ponad 80% mieszkańców nie chce zakazu sprzedaży alkoholu nocą, a  i  tak go tam wprowadzono. Czuję się ofiarą niesprawiedliwego państwa, bo przecież my, właściciele sklepów, a nie marketów i tak mamy teraz bardzo ciężko. Dla mnie to woda na młyn wyborczy rządzącej partii i tyle. Plusów z tego nie ma żadnych – żali się handlowiec.

WROCŁAW

Zgadza się z tym Dominik Wikiera, właściciel sklepu z alkoholem „Ćwiartka” we Wrocławiu. – Nazwa sklepu jest myląca, bo ludzie myślą, że wpadną tu po małpkę, a nic z tego – śmieje się pan Dominik. – Ja sprzedaję alkohole kraftowe, wyszukane, a  nazwa została po starym sklepie, który przejąłem. Mnie zamknięcie sklepu o 22 nie boli, ale bardzo współczuję innym, bo wiem, że dla nich to często tragedia. Sporo kolegów sklepy już zlikwidowało, bo nie opłacało się sprzedawać tylko za dnia. Dla mnie prohibicja to jawne ograniczenie swobód obywatelskich. Pod sklepami były burdy i hałasy? A jak będą pod apteką, to pozamykamy apteki? Absurd. Gdyby mi kazali zamknąć sklep na przykład od 18 do 20, to bym zwijał interes, bo to moje najlepsze godziny. A  w  nocnych sklepach były to godziny nocne – mówi. Jak wyjaśnia Agata Dzikowska z Urzędu Miasta Wrocławia, zakaz sprzedaży alkoholu obowiązuje od 2018 roku i  dotyczy Osiedla Stare Miasto. Nie wpływa on na możliwość zakupienia tego artykułu w sklepach znajdujących się poza jego obszarem.

Według danych pochodzących ze statystyk Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu, w roku 2019 na tym obszarze odnotowano spadek ilości interwencji związanych ze spożywaniem napojów alkoholowych w  miejscach publicznych. Za to wyniki badania opinii publicznej przeprowadzone w maju 2018 roku pokazały, że zdecydowana większość mieszkańców Wrocławia uważa, że w sklepach na terenie całego miasta nie powinno się ograniczać godzin sprzedaży alkoholu. – Oczywiście, że nie – zgadza się Pani Natalia, sprzedawczyni w  całodobowym sklepie „Psie Pole”, który mieści się na wrocławskim osiedlu o tej samej nazwie. – My możemy handlować alkoholem przez całą noc i to pozwala nam utrzymać przyzwoite dochody. Przy tym ludzie, którzy przychodzą tu nad ranem, kupują nie tylko mocne trunki, ale też mnóstwo produktów impulsowych. A tego by nam zabrakło, gdyby była u nas prohibicja – mówi.

OLSZTYN

Pan Przemek, pracownik jednej ze stacji paliwowych w  Olsztynie uważa, że firma mocno dostała po kieszeni z powodu nocnej prohibicji. – Pewnie, że pracownikom jest teraz lżej, bo mają mniej ludzi do obsługi – wyjaśnia. – Ale przecież wszyscy wiemy, że Polak potrafi obejść także ten zakaz. Jak? U  nas jest taki sklep, który po 22 zamienia się w „klub” i wejście do niego kosztuje 3 złote. Po wejściu gość kupuje od „kelnera” alkohol, z tym, że jest to otwarta butelka, a płaci za nią normalną cenę, minus te 3 złote, które dał już na wejściu. Można? Można – zdradza.

Stacja, na której pracuje Pan Patryk sąsiaduje z miasteczkiem studenckim, dla niej więc nocna prohibicja to spory cios.

– Ludzie wpadają do nas oburzeni, że nie mogą kupić alkoholu, bo już za późno. To właśnie teraz mamy awantury i  krzyki. Ci najbardziej rozzłoszczeni biorą z  półki piwa, rzucają na ladę pieniądz i  mówią: rano pan to sobie rozliczy. I wychodzą. A ja co, mam za nimi biec? Zresztą, to nie jest kradzież, bo płacą, więc w żadnym sądzie bym z nimi nie wygrał – opowiada.

Pani Asia, sprzedawczyni w  sklepie „Alkohole Świata” w Olsztynie także ubolewa nad prohibicją. – Spadły nam utargi, tracimy na tym dużo pieniędzy – mówi. – Ja pochodzę z okolic Iławy i jak tam jeżdżę, a nie ma u nas prohibicji, to jeszcze ani razu nie byłam świadkiem żadnej burdy pod całodobowym. U nas szczególnie turyści są zaskoczeni, że w nocy nie mogą kupić nic z procentem. Oburzają się, wyzywają, po co więc ta Uchwała? Nie wiem. Jak ktoś chce się napić o 3 nad ranem, to i tak to zrobi.

KRAKÓW

Prezes zarządu „Quick Alkohole” w  Krakowie – Michał Kowalski uważa, że uchwała nie zmieniał niczego na lepsze. – Ludzie, którzy chcą się napić wysyłają taksówkę do Wieliczki albo Niepołomic i mają problem z głowy. Tyle, że wychodzi ich to dużo drożej, niż gdyby kupili alkohol w sklepie – wyjaśnia. – Oczywiście, że obroty nam spadły i musieliśmy zwolnić pracowników. To przykre. Państwo chce od nas coraz to nowych podatków, a działalność handlową utrudnia i utrudnia. Poza tym dodam, że od czasu wprowadzenia nocnej prohibicji mieliśmy już dwa włamania, do których by nie doszło, gdyby sklep był czynny całą dobę. Od policjantów wiem, że takich zdarzeń na terenie Krakowa było o wiele więcej – dopowiada.

Zdaniem pana Michała uchwała mocno utrudniła życie tym, którzy wciąż pracują w sklepach „Quick Alkohole”. – Autobusy u  nas jeżdżą do 23 – tłumaczy. – A my zamykamy o 23.45. I jak ci ludzie mają się dostać do swoich domów? To dla nich poważny problem.

– Dla nas prohibicja to bardzo poważne ograniczenie – mówi pani Kasia z delikatesów „Kocyk” w Krakowie. – Sprzedaż spadła, zamykamy się przed północą, bo po co siedzieć w pustym sklepie. Zwłaszcza teraz, latem, bardzo to odczuwamy. Jest mnóstwo turystów, którzy chcieliby skorzystać z  naszych usług, a  nie mogą. Nie wiem, co ma to dać. Ludzie już wymyślają sposoby, żeby zdobyć alkohol nad ranem, zarabiają na tym meliny i taksówkarze, a nie my.

ZAKOPANE

– Dokładnie tak – cieszy się pan Denis z  firmy taksówkarskiej „Zakotaxa”.

– Wiemy przecież, że dla chcącego nie ma nic trudnego. Ludzie kombinują, jak muszą. U nas dowóz alkoholu po 23 kosztuje 100 złotych plus to, co widnieje na paragonie fiskalnym ze sklepu z sąsiedniej miejscowości. Najczęściej się jeździ do Poronina i do Kościeliska. Chcesz flaszkę, to masz flaszkę, ale to kosztuje – zdradza taksówkarz.

Na zakaz sprzedaży alkoholu po 23 skarżą się też turyści. Piwo w  karczmie po tej godzinie można kupić, ale za kufel trzeba zapłacić 17 złotych, podczas gdy w sklepie już za 19 złotych dostanie się czteropak.

Marta Bujda, pracownica Urzędu Miasta Zakopane twierdzi, że prohibicja jest bardzo w porządku. – Mamy ją od ubiegłego roku – mówi. – Jest u nas 5 stacji paliwowych i żadna nie protestuje, sklepy też nie. We wszystkich sklepach zakładane są blokady na kasy tak, że po 23 alkoholu się nie nabije. A że niektóre placówki wprowadziły „nocną degustację alkoholu na kieliszki”? Ja tam o tym nic nie słyszałam – dopowiada.

POZNAŃ

– Jesteśmy trzecią dzielnicą Poznania, która wprowadziła nocną prohibicję – mówi Andrzej Jaworski, radny Łazarza. – Mamy jeden sklep całodobowy na jednej z ulic i to na ten sklep bardzo skarżyli się mieszkańcy.

Na ich wniosek rada Miasta uchwaliła więc prohibicję, która weszła w życie na początku lipca tego roku. Co to da? Spokój i ciszę nocną. Naszym celem nie jest to, żeby ludzie pili mniej alkoholu, tylko, żeby pili go w sposób kulturalny i  grzeczny. Tym handlowcom, którzy żalą się na tego typu działania mogę poradzić, by zadbali o otoczenie swoich sklepów, wtedy nie będzie problemu.

Pani Monika ze sklepu „Danusia” w Antoninku jest innego zdania. – Wokół nas są same firmy – opowiada. – Ludzie pracują tu na trzy zmiany. Ci, którzy kończą o 22, a pracują na hali, gdzie jest 38 stopni gorąca, często wpadają do nas po zimne piwo czy coś mocniejszego do domu. Nie ma tutaj jeszcze prohibicji, ale gdyby była, to miałabym duży problem. Nie tylko ja, bo państwo też, spadną podatki od nas, pieniądze za akcyzę będą mniejsze. Po co? Ludzie i tak się napiją, a zarobi na tym ktoś inny. Działam w branży od 27 lat i solidaryzuję się z handlowcami z całego serca. A że Polak potrafi – najdobitniej udowodnił właściciel pewnego sklepu w Mińsku. Tam prohibicja nocna obowiązuje od pięciu lat. Więc co zrobił? Postanowił zamienić sklep nocą w wypożyczalnię butelek. Wchodzisz, „wypożyczasz” butelkę z winem, płacisz tyle, ile ono kosztuje, a na drugi dzień „oddajesz” pożyczoną butelkę, tyle, że pustą. Jak w czytelni książkę. Po prostu.

Autor: Aleksandra Miedziejko
źródło: Poradnik Handlowca