Właściciele małych placówek handlowych na terenach wiejskich nie mają łatwego życia. Nie dość, że muszą stawiać czoło konkurencji ze strony dyskontów i marketów, to od kilku lat borykają się z problemem, jakim są sklepy na kółkach. Tematem zajmujemy się po telefonie od właścicielki sklepu wiejskiego.
Zaczęło się pozornie niewinnie – od właścicieli piekarni rozwożących swoje wypieki po miejscowościach, do których normalnie nie mieliby szansy dotrzeć ze swoimi produktami. Obecnie osoby zajmujące się sprzedażą obwoźną handlują nie tylko pieczywem, ale także innymi towarami spożywczymi, tekstylnymi oraz chemią gospodarczą, przez co odbierają zarobek lokalnym przedsiębiorcom. To już nie tylko umożliwienie zaopatrzenia się w podstawowe produkty ludziom starszym czy mieszkającym w dużym oddaleniu od najbliższego sklepu. Często zdarza się, że taki ruchomy sklep zatrzymuje się w bezpośrednim sąsiedztwie sklepu stacjonarnego i dosłownie „podkrada” mu klientów. Jest to o tyle łatwe, że handlarze są w stanie obniżyć ceny najbardziej popularnych produktów, ponieważ nie ponoszą kosztów związanych z utrzymaniem placówki czy dostosowaniem lokalu do wymogów sanitarnych.
Właściciele sklepów słusznie zauważają, że na skutek niejasnych przepisów oraz możliwości łatwego ich obchodzenia, dochodzi do powstania nieuczciwej konkurencji. Teoretycznie wszystkich uczestników rynku powinny dotyczyć te same reguły funkcjonowania, niestety w obecnej sytuacji nie jest to możliwe. Osoby trudniące się handlem obwoźnym funkcjonują poza systemem podatkowym – nie zgłaszają w pełni swoich przychodów, bardzo często raportują jedynie obroty nieprzekraczające 40 tys. zł rocznie, dzięki czemu nie mają obowiązku posiadania kas fiskalnych. Niestety udowodnienie tego procederu jest bardzo trudne, ponieważ sprzedawcy działają na terenie innych gmin i powiatów niż mają zarejestrowaną działalność oraz ciągle się przemieszczają, co powoduje, że nadzór nad tymi uczestnikami rynku jest praktycznie niemożliwy. Skutkiem tego procederu jest nie tylko spadek obrotów sklepów stacjonarnych, ale także brak należnych wpłat do budżetu gmin, w których owi handlowcy funkcjonują.
Według przepisów handel obwoźny środkami spożywczymi może być prowadzony wyłącznie na targowiskach, w halach targowych oraz na wskazanym przez gminę terenie. Jeśli wyznaczone miejsca nie istnieją, taki handel nie może być w ogóle prowadzony i powinien być karany mandatem. Jednak i ten przepis obwoźni handlowcy potrafią obejść, zatrzymując się na prywatnych posesjach swoich klientów.
Niepodważalnym argumentem osób przeciwnych tej formie handlu jest nieprzestrzeganie warunków i przepisów sanitarnych. Samochody, którymi jest rozwożony towar nie są przystosowane do sprzedaży. Mimo tego, że pojazdy, z których odbywa się handel obwoźny towarami żywnościowymi powinny być zatwierdzone przez służby sanitarne, wiele z nich nie spełnia wymagań Sanepidu. Wyposażenie takiego samochodu powinno być zależne od tego, jakimi towarami się handluje. Sklepy na kółkach nie są jednak wyposażone w umywalki i bieżącą wodę, która pozwoliłaby na utrzymanie czystości zarówno pojazdu, jak i sprzedawcy (który jest jednocześnie kierowcą!). Nie posiadają także sprzętu chłodniczego, który powinien być stosowany przy handlu nabiałem, wędlinami czy wyrobami cukierniczymi. Bardzo często zdarza się, że prowadzona jest sprzedaż towarów wyjątkowo wrażliwych na wysokie temperatury, jak masło czy lody. Kierowcy nie stosują się również do reguły, że z samochodów można sprzedawać jedynie towary opakowane, ani do innych zasad obowiązujących podczas handlu artykułami spożywczymi, jak np. noszenie jednorazowych rękawiczek czy systematyczne czyszczenie powierzchni handlowej. Sprzedaż w takich warunkach jest niejednokrotnie zagrożeniem dla zdrowia klientów, szczególnie w miesiącach letnich, kiedy wysokie temperatury oddziałują niekorzystnie na towary przewożone i przechowywane.
Zarówno inspektoraty sanitarne, jak i urzędy gmin mają trudności z egzekwowaniem przepisów. Dodatkowo sytuację tych ostatnich komplikuje fakt, że dochodzi tutaj do konfliktu pomiędzy podatnikami (czyli właścicielami sklepów) a wyborcami (czyli klientami handlu obwoźnego). Urzędy gminne i powiatowe, nie chcąc narażać się ani jednym ani drugim, zazwyczaj przymykają oko na obwoźny proceder mający znamiona „lewizny”, ponieważ mimo znaczących wad tej formy handlu (brak spełniania wymogów sanitarnych, ograniczony asortyment, złe warunki dokonywania zakupów), znajduje on wielu zwolenników, dla których ważniejsza jest niższa cena oraz dostęp do towarów praktycznie na progu domu. Tymczasem taka konkurencja jest często dla właścicieli stacjonarnych sklepów wręcz zabójcza, szczególnie jeśli mają nieszczęście znaleźć się na trasie kilku takich objazdowych handlarzy. Właściciele sklepów niejednokrotnie wnoszą skargi na nieuczciwych sprzedawców, którzy psują rynek sztucznie zaniżając ceny i narażają zdrowie swoich klientów, jednak jak do tej pory – nieskutecznie.
Autor: Magdalena Mirowska
Foto: shutterstock.com