W ostatnich tygodniach redakcja „Poradnika Handlowca” odwiedziła Grudziądz. W tym mieście byliśmy świadkami tego, co w handlu tradycyjnym najpiękniejsze – zaufania klienta do sprzedawcy, objawiającego się, chociażby w geście wręczenia swojego portfela, w celu odliczenia wymaganej kwoty.
Na osiedlu przy ulicy Jackowskiego zlokalizowany jest sklep sieci ABC, o nazwie „Malinka”. W trakcie naszej wizyty, mimo przedpołudniowej pory, w środku było wielu ludzi. Sprzedawczyni obsługując konsumentów niemal do każdego zwracała się po imieniu. Dało się odczuć przyjazną, niemal rodzinną atmosferę. Zaufanie do personelu „Malinki” jest tak duże, że klient wręczył sprzedawczyni swój portfel, aby ta odliczyła potrzebną kwotę. Porozmawialiśmy ze sprzedawczynią Moniką Nosal, która zdradziła nam, że mieszka obok i obsługuje swoich sąsiadów. – Pracuję tutaj od siedmiu lat, więc znam wszystkich klientów z imienia. Myślę, że czują moje pozytywne nastawienie i dlatego darzą mnie sympatią. Ludzie mówili szefowi, że cieszą się, jak widzą mnie za ladą, bo zawsze mam uśmiech na twarzy. Zanim tu przyszłam, była duża rotacja wśród pracowników. Z różnych względów, ale głównie z powodu braku zaufania. Od momentu, gdy zaczęłam tu pracować, szef odetchnął i klienci są bardziej zadowoleni. – opowiada. Biorąc pod uwagę bardzo duży ruch, zapytaliśmy, czy jest to regułą w przypadku tego sklepu. Okazało się, że oprócz środy do południa, kiedy ludzie chodzą na rynek, zawsze jest dużo klientów. Najwięcej ludzi odwiedza placówkę w soboty rano, a także przez cały dzień w niedziele. Wtedy za ladą stoi szef „Malinki”.
Z najnowszego „Indeksu cen w sklepach detalicznych” wynika, że we wrześniu w sklepach było drożej średnio o 24,1% w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku. Biorąc pod uwagę te realia zapytaliśmy sprzedawczynię „Malinki” o to, czy jej zdaniem klienci zaczęli zwracać większą uwagę na ceny. – Jest grupa klientów, która tak robi, ale są też tacy, którzy kierują się nastawieniem, że skoro potrzebują danej rzeczy, to muszą ją kupić. Nie odmawiają sobie, jednak powoli zaczynają się zastanawiać, np. czy na pewno chcą to ciastko do kawy, czy wystarczy sama kawa.
W przypadku wędlin, zauważyłam, że klienci częściej kupują na plasterki, a nie na dekagramy. Zwracają coraz większą uwagę, żeby kupować dokładnie tyle, ile potrzebują i nie dopuścić do sytuacji, że coś się zmarnuje – opowiada sprzedawczyni. Zapytaliśmy również o zbliżające się święta Bożego Narodzenia, które są ważnym okresem dla branży handlowej. W tym czasie, w „Malince”, można znaleźć najróżniejsze gatunki ryb oraz produkty lokalne. Oprócz tego zespół zbiera zamówienia na ciasto. – W zeszłym roku zamówiliśmy ciast za 2,5 tysiąca zł.
Zazwyczaj zamawiamy trochę więcej, a i tak niewiele zostaje, bo zawsze zdarzy się, że komuś zabraknie. Wtedy może u nas dokupić, bo jesteśmy przygotowani na taką ewentualność – dodaje Monika Nosal.
Mocne strony handlu tradycyjnego
Sklep spożywczo-przemysłowy „Kubuś” jest położony przy ulicy Legionów. W jego bliskiej odległości zlokalizowane są dwa markety dużych sieci handlowych. Porozmawialiśmy ze sprzedawczynią, Katarzyną, która doskonale orientuje się w blaskach i cieniach handlu tradycyjnego. – Sklep położony jest w dogodnej lokalizacji, co sprawia, że trafia do nas dużo nowych osób. Nasz potencjalny klient nie podjedzie tu specjalnie samochodem, ponieważ nie mamy parkingu, ale może do nas wejść, bo akurat będzie szedł tą ulicą. Do nas ludzie często przychodzą, żeby uzupełnić zakupy. Tutaj znajdą coś, czego nie ma gdzieś indziej, a co mają sprawdzone – opowiada sprzedawczyni „Kubusia”. Dowiedzieliśmy się, że sklep istnieje od dwudziestu lat, natomiast nasza rozmówczyni pracuje w „Kubusiu” ósmy rok.
– Blisko jest dość spora konkurencja. Razem z szefową dbamy o to, aby dostępny był u nas szeroki i niespotykany wachlarz produktów. Klient znajdzie tu artykuły, których nie ma w obrębie 3-5 km. Oprócz produktów spożywczych mamy trochę chemii gospodarczej, a także podstawową apteczkę, ponieważ w soboty i niedziele apteki są czynne tylko do 15. Ktoś powie, że to „groch z kapustą”, ale dla nas ważne jest, aby klient mógł znaleźć dokładnie to, czego potrzebuje – opowiada sprzedawczyni. Za nieco ponad dwa miesiące święta Bożego Narodzenia, naszym celem było więc stworzenie obrazu przedświątecznych wyborów zakupowych Polaków. Dowiedzieliśmy się, że w tym okresie klienci najczęściej przychodzą zrobić drobne zakupy. – Jeżeli ludzie widzą, że w markecie są kolejki, a brakuje im tylko mąki albo drożdży, to przyjdą tutaj i dokupią ewentualnie to, czego może im jeszcze zabraknąć. U nas przebiega to szybciej. Gdy dla kogoś liczy się przede wszystkim czas, to cena schodzi na dalszy plan. Na święta pojawia się więcej produktów typowo z nimi związanych, np. grzyby, kapusta. – opowiada sprzedawczyni „Kubusia”.
Trzy sklepy obok siebie
Przy ulicy Szosa Toruńska znajduje się sklep Handlowej Spółdzielni Inwalidów, obok którego umiejscowione są dwie kolejne placówki handlu tradycyjnego. Dodatkowo w oddaleniu kilkunastu metrów, tuż za znajdującym się w pobliżu torem kolejowym, położony jest sklep dużej sieci handlowej. Biorąc pod uwagę tę konkurencję, zapytaliśmy Iwonę Rutkowską, sprzedawczynię, o jej odczucia odnośnie kondycji biznesu. – Odkąd tu pracuję, a będzie to 10 lat, to obok nas zawsze były te sklepy i wszyscy sobie radzili. Dopiero jak powstał sklep znanej sieci, to się pogorszyło. A w tej chwili każdemu jest ciężko. Ceny rosną w zawrotnym tempie – opowiada Iwona Rutkowska. Na nasze pytanie o najchętniej kupowane produkty odpowiada, że najczęściej sprzedaje się alkohol i papierosy. – Mamy też pieczywo, nabiał, słodycze i inne artykuły. Klienci znajdą u nas wiele produktów z prostym składem. Zauważyłam, że właśnie artykuły bardziej naturalne, jakościowe pod tym względem, są przez ludzi poszukiwane. Stawiamy na sprawdzony, tradycyjny asortyment. Zdarza się, że sprowadzamy nowości – dodaje Iwona Rutkowska.