Sektor handlowy zapewnia Skarbowi Państwa około 8 procent wpływów z podatku od osób prawnych (CIT), z czego 6 proc. to podatek od dużych sieci handlowych. Jak jednak przypominają ekonomiści, z około 2,5 mld zł płaconych przez największe sieci handlowe, tylko część zostaje ostatecznie w Polsce.
– CIT w Polsce to około 40 mld zł. Kluczowe sieci handlowe wpłaciły jakieś 2,5 mld zł. Jeżeli dodamy do nich kilku kolejnych istotnych graczy, to będzie już prawie 6 proc. wpływów z CIT, a jeżeli zsumujemy cały segment handlu detalicznego, zbliżymy się do 8 proc. – mówi dr Stanisław Kluza, ekspert Instytutu Statystyki i Demografii w Szkole Głównej Handlowej oraz prezes Quant Tank. Jak podkreśla, w tym obszarze dochodzi jednak do pewnych optymalizacji podatkowych.
– Poprzez ceny transferowe niektóre sieci handlowe płacą ten CIT przysłowiowo – nie w Polsce, tylko w innych krajach. To jest bardzo ważne pytanie, na które należałoby odpowiedzieć, czy państwo powinno takie formuły optymalizacji podatkowej dopuszczać, czy jednak im zapobiegać – mówi dla Newseria dr Stanisław Kluza.
Komentarz od redakcji:
Handel tradycyjny (prawie 50% wynosi udział MŚP w tworzeniu polskiego PKB według danych GUS oraz najnowszego raportu “Raport o stanie sektora małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce” z 2021 r.) nie ma takich możliwości, ale nawet gdyby miał, to z wielu względów nie dołączyłby do strefy OFFSHORE. Przecież ktoś musi utrzymać wojsko, policję, służby specjalne, służbę zdrowia, urzędników państwowych i inne państwowe instytucje.
Jak napisał Jan Maria Rokita w kwietniu 2013 roku na łamach „Poradnika Handlowca”:
„Przecież na zdrowy rozum było widać, że coś tak nienormalnego nie ma prawa istnieć na dłuższą metę. I że chwilowe sukcesy są niczym więcej, jak zapowiedzią nieuchronnej katastrofy. Państwo, które czerpie 80% dochodu narodowego z sektora usług finansowych. Ma 800 tysięcy mieszkańców, ale jego firmy są… największym inwestorem w wielkiej Rosji (zainwestowały tam 77 mld dolarów). Jego całoroczny PKB jest dużo mniejszy, niźli spoczywające w jego bankach lokaty rosyjskich oligarchów, warte – według danych ujawnionych przez niemiecki wywiad – 26 mld dolarów.
Cypr – bo rzecz jasna o nim mowa – w swym obecnym kształcie finansowym był zjawiskiem irracjonalnym i niebezpiecznym. Całkiem podobnie, jak irracjonalne i niebezpieczne były niektóre amerykańskie czy irlandzkie banki, które – jak na ruletce – cały swój dorobek postawiły na najbardziej zyskowne, ale i najbardziej niepewne papiery najwyższego ryzyka. I od tego drastycznego braku roztropności właśnie zaczął się nieugaszony nadal współczesny wielki kryzys.
Raje podatkowe także są czymś całkowicie nienaturalnym. Jeśli chce się polegać wyłącznie na kapitałach, które chcą uciec w swoich krajach przed podatkami, to ryzykuje się podstawami bezpieczeństwa własnego kraju. Tak właśnie przez lata czynił Cypr, nie zważając na liczne przestrogi i pouczenia Komisji Europejskiej, która w ubiegłym roku ostro zabrała się do tępienia takich rajów. Ale podobne ryzyko podejmuje także przedsiębiorca, który niechętny wysokim podatkom w swoim kraju, szuka dla swojej firmy i swojej lokaty raju podatkowego.
W Internecie roi się od reklam takich, jak ta: „HANDLUJ BEZ VATU I Z BARDZO NISKIM PODATKIEM. POZNAJ ZALETY 0% VATU! CYPRYJSKA FIRMA…”. Przez wiele lat, dzięki mechanizmowi tzw. „tax sparing” oraz cypryjskiemu zerowemu podatkowi od płac członków zarządów spółek, wielu polskich przedsiębiorców zarobiło na dużych obniżkach podatków od dywidend i unikaniu opodatkowania własnych zarobków. W 2012 r. z takiego pomysłu korzystało co najmniej 5000 polskich (czy raczej należałoby powiedzieć: „cypro-polskich”) firm. Każdy co prawda chyba czuje, że jest coś dwuznacznego w uciekaniu z podatkami z własnego kraju. Ów niesmak można było poczuć jeszcze wyraźniej przy okazji głupawego francusko-rosyjskiego spektaklu, jaki odegrał słynny aktor Gerard Depardieu.
Ale w końcu biznes nie jest przecież szkółką parafialną. Skoro korzystając ze słabości prawa można legalnie zaoszczędzić na podatkach, to w końcu dlaczego miałoby się tego nie robić? Tyle tylko, że klienci rajów podatkowych muszą się także liczyć z ryzykiem takim, jak to, które ujawniło się nieoczekiwanie na Cyprze. Bo rajowi nikt za darmo pomagać w trudnościach nie będzie. To dlatego roztropnie Unia Europejska powiedziała: niech teraz przynajmniej w części zapłacą ci, którzy przez lata z raju korzystali. Polski biznes poszukujący raju na Cyprze i tak miał przypadkowo trochę szczęścia.
Właśnie na krótko przed cypryjskim krachem, przynaglany przez Brukselę polski rząd renegocjował umowę z Cyprem o unikaniu podwójnego opodatkowania. I w ten sposób od stycznia 2013 r. mocno ograniczył korzyści, jakie polski przedsiębiorca może odnieść w cypryjskim raju. Ci, którzy za sprawą owych stworzonych przez rząd trudności, opuścili raj na czas, śpią dzisiaj spokojnie. Ale ci, którzy niepomni przestróg polskiego rządu i tak postanowili szukać szczęścia w cypryjskim raju, nie mają obecnie dobrej passy. I mało prawdopodobne, aby jeszcze teraz udało im się uciec z raju, razem ze wszystkimi ulokowanymi w nim pieniędzmi. Bo tak, jak każdy wie, że nie ma naprawdę obiadów za darmo, tak też warto pamiętać, że nie ma na ziemi prawdziwych rajów.”
„Poradnik Handlowca” oraz „Poradnik Restauratora” krytykuje wszystkie rządy od 1989 roku do dzisiaj za ,,przymykanie oka” na tzw. raje podatkowe, do których ucieka wiele firm chcących ,,optymalizować podatki’’, czyli uciekać od zobowiązań podatkowych wobec własnego kraju.
W wywiadzie udzielonym redakcji „Poradnika Handlowca” były wiceminister finansów Witold Modzelewski nazwał sprawę po imieniu: „Prawdą jest, że wobec małych i nieważnych władze skarbowe potrafią być bezwzględne, choć motywy tych działań są niejasne, prawdopodobnie będąc jednak bardzo daleko od działań w imię interesu fiskalnego”. Cóż, nic dodać, nic ująć.
Źródło: Newseria/Poradnik Handlowca