Wywiad z Jarosławem Pieprzycą, właścicielem sieci Piekarni Iwona, który ukazał się na łamach marcowego wydania “Poradnika Handlowca”. W rozmowie z nami właściciel opowiada o trudnej sytuacji na rynku, a także prognozach na przyszłość dla branży piekarniczej.
Klaudia Walkowiak: Piekarnia Iwona została założona w latach 90-tych. Ile dokładnie lat jesteście Państwo na rynku i co Pana zdaniem odróżnia Was od konkurencji?
Jarosław Pieprzyca: Czas biegnie nieubłaganie i rzeczywiście prawie 30 lat już minęło od powstania firmy. Nie wiem czy to nas odróżnia ale zawsze postępujemy uczciwie wobec konkurencji i dbamy o jakość naszych produktów. Nasz chleb wypiekany jest na tradycyjnym zakwasie przerabianym codziennie od dziesięcioleci. W dzisiejszych czasach taką metodę już rzadko się stosuje, ponieważ jest to czasochłonne i wymaga systematyczności.
Piekarnia to rodzinny biznes. Jakie wartości są dla Państwa najważniejsze?
Ma Pani rację to jest firma rodzinna, a pamiętajmy, że piekarstwo to rzemiosło. W każdym przedsiębiorstwie najważniejsi są ludzie. Dbamy o swoich pracowników, niektórzy pracują z nami niemal od początku. Z Nimi dorastałem i razem przechodziliśmy lepsze i gorsze sytuacje życiowe. Zgrany zespół jest najważniejszy, ponieważ Ci ludzie widzą się ze sobą niemal każdego dnia dlatego lepiej pracować w przyjaznej atmosferze niż z niechęcią wybierać się do pracy.
Dużo mówi się teraz o rosnących kosztach produkcji, m.in. podwyżkach cen energii oraz gazu. W podobnym czasie zaczęła obowiązywać także zerowa stawka VAT na żywność. Czy biorąc pod uwagę te trzy czynniki, nie uważa Pan, że oczekiwania dotyczące zmniejszenia cen są niesłuszne? Jakie rodzaje kosztów wpływają obecnie na ceny produktów?
Tak trudnej sytuacji w naszej branży nie pamiętam. Oczywiście wzrost cen energii i gazu jest zabójczy i wiele piekarni, w zależności od tego jakie umowy ma podpisane, się zamyka. Nikt nie mówi o tym jak galopujące są ceny surowców np. mąki która podrożała prawie o 100%, a to jest główny składnik pieczywa. Pragnę dodać, że tzw. Polski Ład jest takim przysłowiowym gwoździem do trumny dla przedsiębiorców. Uważam, że zabijamy sami w sobie chęć rozwoju firm, gdyż żyjemy w czasach niepewności. Dzisiaj podejmujemy decyzję inwestycyjną, a za dwa miesiące przepisy zmieniają się o 180 stopni.
Od ponad 2 lat zmagamy się z pandemią. Czy wpłynęła ona na obroty piekarni i zmieniła nawyki zakupowe klientów?
Oczywiście pandemia dotknęła nas wszystkich. W naszym przypadku szczególnie odczuliśmy to w gałęzi cukierniczej, gdzie przez długi czas zamknięte były lokale gastronomiczne czy domy weselne. Wydaje mi się, że ludzie zaczynają kupować roztropniej. Nie oszukujmy się, ale przez galopującą inflację każdemu mniej zostaje w portfelu. Wiele osób próbuje też wypiekać pieczywo czy inne produkty cukiernicze samemu w domu. Mam nadzieję, że ostatni czas da nam trochę do myślenia i bardziej pokornie będziemy korzystać z tego co mamy.
Jakie są Pana prognozy na przyszłość dla branży piekarniczej?
Niestety nastroje są bardzo minorowe. Miejmy świadomość, że piekarze to “wymierający gatunek”. Nikt nie chce się uczyć tego zawodu. Młodzi ludzie teraz już w piątek zaczynają weekend, a w niedzielę on nadal trwa. Fach ten jest bardzo specyficzny, bo praca odbywa się przeważnie w nocy, a to wymaga przyzwyczajenia się do określonego sposobu życia. Zmierzamy w kierunku konglomeratów i automatyzacji zapominając, że prawdziwy, dobry i smaczny chleb tworzą rzemieślnicy, czyli piekarze