Ł. Warzecha dla “PH”: Zakaz sprzedaży alkoholu kontra zdrowy rozsądek

Aktualności

Ł. Warzecha dla “PH”: Zakaz sprzedaży alkoholu kontra zdrowy rozsądek

30 kwietnia 2025

„Niczyje zdrowie, wolność ani mienie nie są bezpieczne, kiedy obraduje parlament” – to jeden z najsłynniejszych aforyzmów Marka Twaina. Boleśnie niestety prawdziwy. Trzeba by go jedynie uzupełnić o stwierdzenie, że zagrożenie zwiększa się radykalnie, gdy do opinii publicznej trafi jakieś pojedyncze, budzące emocje zdarzenie. Wtedy politycy dostają, za przeproszeniem, kociokwiku i nie dbając o statystyki, badania, analizy oraz zdrowy rozsądek gotowi są podejmować najdalej idące działania, byle rozemocjonowana opinia publiczna stwierdziła, że „coś robią”.

W drugiej połowie marca na numer alarmowy zadzwonił 5-letni chłopiec, mówiąc, że jest w domu z dwojgiem młodszego rodzeństwa, a rodzice śpią i nie da się ich obudzić. Policja mieszkanie namierzyła. Okazało się, że rodzice byli pod wpływem alkoholu. Ta historia stała się pożywką dla prowadzących antyalkoholową krucjatę, którzy natychmiast zaczęli się domagać dalszych ograniczeń w sprzedaży alkoholu. Na takich postulatach łatwo robi się popularność, w tym wyświetlenia w internecie. Wystarczy rzucić trochę ogólnie słusznych fraz o strasznych szkodach, jakie wyrządza alkohol – i już. Znacznie trudniej być przeciwko ograniczeniom, odwołując się do statystyk, wolności handlu i odpowiedzialności ludzi za własne działania. Wtedy zostaje się „obrońcą pijaków” lub złych „prywaciarzy”, którzy żerują na wciskaniu ludziom „trucizny”.

Statystyka zaś nie wspiera alarmistycznych komunikatów. Pod względem konsumpcji alkoholu na głowę Polska w 2019 r. była w Unii Europejskiej dopiero na 13. miejscu z wynikiem 11,9 litra. W zestawieniu za 2023 r., ale nieobejmującym wszystkich państw UE, konsumpcja alkoholu spadła do 11 litrów per capita. Wyprzedzali nas m.in. Czesi (14,3), Łotysze (13,2), Niemcy i Litwini (po 12,8), Francuzi (12,2), a ex aequo na 13. miejscu byliśmy z Portugalczykami. Jak wskazywał Warsaw Enterprise Institute – był to najniższy poziom konsumpcji alkoholu w Polsce od 17 lat. Statystyki WHO sytuują Polskę około 60. miejsca na świecie pod względem odsetka osób uzależnionych od alkoholu.

Samo spożycie alkoholu na mieszkańca (ACP) nie daje pełnego obrazu. Można sobie wyobrazić różne sytuacje przy tej samej wartości ACP: spożycie alkoholu może być mniej więcej równo rozłożone na całą prawie dorosłą populację, a może być też tak, że intensywnie pije stosunkowo niewielka grupa. Nawet gdyby uznać, że konsumpcja alkoholu w Polsce jest w jakimś stopniu problemem, to na pewno nie wolno w tej sprawie podejmować panicznych działań na podstawie jednego medialnego wydarzenia. A także nie powinno się działać zakazami – które uderzą również w ważną branżę gospodarki i handlu. Przekonywanie i ostrzeganie, pomoc dla uzależnionych – i to głównie ze strony organizacji pozarządowych – to dobra droga. Nie jest nią na pewno wylewanie dziecka z kąpielą.

W jednym wskaźniku Polska jest w czołówce: stosunkowo duża jest grupa osób upijających się epizodycznie (35 % dorosłych w 2021 r., aczkolwiek trzeba pamiętać, że był to specyficzny, covidowy rok). Tyle że ograniczenia w normalnej sprzedaży alkoholu sprzyjają takiemu właśnie intensywnemu, epizodycznemu pochłanianiu alkoholu, czego najlepszym przykładem są kraje skandynawskie. To nie jest dobry kierunek.

W historii mieliśmy już przykład absurdalnej antyalkoholowej krucjaty: to trwająca w latach 1920-1933 prohibicja w USA. Skutkiem był radykalny wzrost przestępczości, bimbrownictwo, rozrost gangów. Nie spadek alkoholizmu. W PRL też to ćwiczyliśmy, choć nie w tej skali. I też było bimbrownictwo, przestępczość i meliny. Władza z jednej strony chce zarabiać na akcyzie, z drugiej produkuje kolejne pomysły tak absurdalne jak zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych, co ma jedynie szansę napędzić nielegalną sprzedaż produktów alkoholopodobnych, potencjalnie zabójczych.

Naprawdę tak trudno wyciągnąć lekcję z podobnych eksperymentów w przeszłości?

Łukasz Warzecha