“Od czasu gdy prezydent Kwaśniewski swoim wetem zablokował śmiałą obniżkę i uproszczenie podatków uchwalone przez AWS – nie było dotąd tak zasadniczej batalii podatkowej…” – pisze w swoim felietonie w sierpniowym wydaniu “Poradnika Handlowca” Jan Maria Rokita.
Od czasu gdy prezydent Kwaśniewski swoim wetem zablokował śmiałą obniżkę i uproszczenie podatków uchwalone przez AWS – nie było dotąd tak zasadniczej batalii podatkowej. Od tamtego starcia upłynęły już przeszło dwie dekady. Dziś role odmieniły się o tyle, że parlamentarna większość (również prawicowa, jak w roku 1999) chce przeprowadzić największą podwyżkę podatków dla biznesu w wolnej Polsce. A ściślej rzecz biorąc – próbuje dokonać operacji wielkiej redystrybucji dochodu narodowego, w interesie państwowej służby zdrowia oraz osób starszych. Oba te cele mają zostać sfinansowane przez rosnący dług państwa i rosnące podatki od biznesu. Jeśliby najkrócej ująć „filozofię” reform budżetowych, nazwanych „Polskim Ładem” – to upraszczając, tak właśnie wygląda ich prawdziwy sens.
Że władza dąży do skokowego wzrostu nakładów na służbę zdrowia – to oczywiście efekt zarazy, która sprawiła, iż wszyscy są za, i nikt nie odważa się być przeciw, pod groźbą społecznego linczu. Choć mało kto przy tym wierzy, iż dosypanie kolejnych dużych kwot do NFZ cokolwiek zmieni na lepsze dla zwykłych ludzi. Gigantyczne transfery kierowane do pokolenia ludzi starych mają motyw polityczny: demografia sprawia, że starych w Polsce przybywa, a młodych ubywa, więc wybory na przyszłość będą wygrywać tylko ci, którzy potrafią zdobyć zaufanie tych pierwszych. Motywy reformy nie są więc trudne do zrozumienia. Kłopot tylko tkwi w cenie, którą za te dwa cele zapłacić mają polscy przedsiębiorcy. I w ryzyku spadku konkurencyjności polskiej gospodarki.
Wokół tych kwestii toczy się wewnątrz obecnego obozu władzy bitwa o podatki. To, że cały plan odrzuca kategorycznie opozycja (może za wyjątkiem Lewicy) – to nie jest żadna nowina. Gdyby rząd obniżał podatki, to opozycja domagałaby się zapewne ich podwyżki, bo taka jest właśnie absurdalna logika polskiej polityki. Ale prawdziwym paradoksem jest to, że w czasie, gdy szef rządu reklamuje „Polski Ład” jako zbawienie kraju i skok w powszechny dobrobyt, jak dotąd stanowczo odrzuca ów plan nie kto inny, jak… wicepremier odpowiedzialny za gospodarkę. Jeśli wierzyć przeciekom z PiS, to na tym tle Jarosław Gowin już tak się skonfliktował z Kaczyńskim i Morawieckim, że obaj ponoć odmawiają od jakiegoś czasu rozmawiania z nim. Jeśli to prawda, byłaby to prawdziwa miara absurdu relacji na szczytach władzy w naszym kraju. Jednak faktem jest, że szantaż Gowina już sprawił, iż rząd wprowadza jakąś nową, nieprawdopodobnie skomplikowaną ulgę podatkową, która ma sprawić, iż etatowi pracownicy zarabiający miesięcznie mniej niż 11 tys. zł mają nie być stratni na podwyżce podatków. Wysoką stawką trwającego nadal sporu w rządzie jest więc to, czy jakieś podobne rozwiązanie zostanie wprowadzone dla mikro i małych przedsiębiorców. To oczywiste, że sprawa dotyczy wprost również całej społeczności małych handlowców.
Wicepremier mówi, iż podwyżka podatków uderzy w tych przedsiębiorców, którzy mają miesięczny przychód powyżej 6 tys. zł. Powiedzmy szczerze: jeśli tak jest, to znaczy, że uderzy praktycznie we wszystkich przedsiębiorców. Gowin dodaje, iż „nie chciałby skończyć swej kariery na sprawie podatków”, ale zaraz potem zapowiada gotowość (drugiej już) protestacyjnej dymisji z posady wicepremiera. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców wyliczył, że uderzenie w małe firmy może oznaczać wzrost podatków nawet o 1/3. Wygląda więc na to, że od wyniku bitwy o podatki zależy przyszłoroczna kondycja małych polskich firm. Tyle tylko, że nawet jeśli Gowin coś ugra w tej bitwie, to ogromne koszty „Polskiego Ładu” i tak będą musiały być sfinansowane wzrostem długu. Z perspektywy interesów przedsiębiorców – to oczywiście różnica zasadnicza. Ale prawdę mówiąc, każdy z tych wariantów niesie ryzyko zmniejszania inwestycji i gorszej konkurencyjności polskiej gospodarki.
Jan Maria Rokita