Rozmowa z Ireneuszem Wróblem, współwłaścicielem firmy rodzinnej zrzeszonej w Polskiej Sieci Handlowej Lewiatan. W wywiadzie poruszyliśmy temat niezależnego handlu w Polsce.
Klaudia Walkowiak: Od ilu lat pracuje Pan w handlu oraz jest Pan właścicielem sklepów?
Ireneusz Wróbel: W handlu pracuję od 26 lat, w samym Lewiatanie od 11 lat. Wspólnie z ojcem Stanisławem, nestorem rodu, prowadzimy sklepy od 1997 roku, czyli już ponad 26 lat. To sporo czasu. Zaczynaliśmy z małym sklepem o powierzchni 55 m2 z tradycyjną ladą. Początkowo sami byliśmy sprzedawcami, stojąc każdego dnia za ladą naszego sklepu. Dziś do przejęcia firmy szkoli się trzecie pokolenie, mój syn.
Dlaczego zdecydował się Pan dołączyć do Lewiatana? Co dało Panu wejście do franczyzy?
Na początku działalności byliśmy sklepem niezależnym. Nie znaliśmy się na handlu. Namówili nas nasi znajomi. Potem pierwszy raz weszliśmy do lokalnej sieci franczyzowej. Ciągle nam czegoś brakowało i chcieliśmy być najlepsi. Stanisław był współtwórcą Regionalnego Oddziału Lewiatana, na Podkarpaciu sieć handlowa Lewiatan od początku wyróżniała się wsparciem dla handlu tradycyjnego. Umowa była na partnerskich zasadach i bez kar. Dostaliśmy wsparcie operacyjne, dostęp do szkoleń, reklamę w telewizji i radiu, cotygodniową gazetkę z wizerunkowymi cenami i kolportażem, dostęp do szerokiej oferty producentów, Centralny System Analityczny, portal Lewiatan Biznes czy platformę z danymi i kluczowymi wskaźnikami do analizy naszych sklepów. Dzisiaj Lewiatan to ponad 3200 sklepów w Polsce, jesteśmy bardzo rozpoznawalną siecią. W 100% jesteśmy polskim sklepem i płacimy podatki w Polsce.
Ile placówek handlowych Pan obecnie posiada? Czym się wyróżniają Pana sklepy? Co sprawia, że konsumenci wybierają akurat zakupy u Pana, a nie w konkurencji?
Wspólnie ze Stanisławem prowadzimy 8 sklepów. To firma rodzinna. Lokalna. Zatrudniamy około 100 pracowników. Średnia powierzchnia naszych sklepów to ponad 300 m2. Ponad 50% produktów w naszych sklepach ma pochodzenie regionalne. To producenci z naszego otoczenia, piekarze, masarze, rolnicy, wytwórcy żurku, cukiernicy, producenci słodyczy, właściciele farm. Nasi klienci znają te marki oraz jakość i renomę tych wyrobów. Dlatego właśnie wybierają nasze sklepy. Żadna inna sieć nie jest w stanie zapewnić tak szerokiej regionalnej oferty. Nasze produkty są zdrowe i wiadomego pochodzenia. Konkurencyjne cenowo, świeże, bo jeszcze wczoraj rosły na drzewie czy na grządce. To nas wyróżnia. Dbamy o środowisko. Na pięciu naszych sklepach mamy czynnie działającą fotowoltaikę. We wszystkich sklepach wymieniliśmy oświetlenie na LED-owe, wszędzie wprowadziliśmy politykę racjonalnego korzystania z energii. W tej chwili zamykamy lodówki nabiałowe drzwiami, aby ograniczyć zużycie energii, posiadamy pojemniki do selektywnej zbiórki odpadów do powtórnego przetworzenia, zamieniamy sprężarki klasyczne na inwerterowe (schładzanie lad mięsnych i nabiałowych), nie korzystamy z gazu w żadnej naszej placówce. Wspieramy lokalne inicjatywy. Po prostu jesteśmy blisko naszych klientów – sąsiadów. Znamy ich z imienia. To sprawia, że nasi klienci wracają do swojego sklepu. Czują się tu dobrze, mają najlepsze ceny i towar naprawdę świeży i lokalny.
Polacy są coraz bardziej świadomymi konsumentami, ale zapewne odczuwają także skutki inflacji. Jakie są obecnie trendy zakupowe? Czy zachowania konsumentów zmieniły się na przestrzeni roku?
Klient coraz lepiej orientuje się w poziomie cenowym produktów w różnych sklepach. Przedkłada niską cenę nad jakość. Siła nabywcza wynagrodzeń naszych klientów jest coraz mniejsza. Ich pensje rosną wolniej w stosunku do cen na rynku produktów spożywczych. Średnia inflacja w Polsce to kilkanaście procent – to oficjalne dane, ale ta dotycząca produktów spożywczych realnie wynosi ponad 20%. Są produkty, które zdrożały o 40, 50 i więcej procent. To sprawia, że klient rozsądniej wydaje pieniądze na żywność. Kalkuluje, przelicza, porównuje, szuka najlepszego wyboru. Ograniczył wydatki na ubrania, rozrywkę, jedzenie czy spotkania w mieście. W tej chwili najlepiej sprzedają się produkty w promocyjnych cenach i marki własnej Lewiatan. Jeszcze do ubiegłego roku udział Marki Własnej Lewiatan stanowił u nas około 5%, dziś jest to ponad 10%! Ilość produktów w koszyku spada. Wartość koszyka rośnie. Rośnie także ilość odwiedzin w sklepie. Dziś klient na pewno ogranicza spożycie mięsa i wędlin, alkoholi wysokoprocentowych. Zwiększa konsumpcję zdrowej żywności, bio, wege, lokalnych produktów. Odżywia się odpowiedzialnie.
Jak ocenia Pan niezależny handel w Polsce?
Coraz gorzej. Handel tradycyjny jest inaczej traktowany przez producentów versus nowoczesny. To my ponosimy główne koszty producentów. Dochodzi do sytuacji, gdzie nasza cena zakupu danego towaru od producenta jest wyższa niż ta finalna na półce w dyskoncie czy hipermarkecie – a mam tu na myśli dokładnie ten sam produkt! To nie fair. Głośno o tym mówimy. Zwracamy na to uwagę podczas naszych spotkań handlowych. Poza tym nasze umowy handlowe są miękkie, cena dla nas może wzrastać wraz ze wzrostem kosztów wytworzenia, cena jaka jest oferowana na rynek nowoczesny przez producenta jest z góry określona, jej elas t y c z n o ś ć jest znikoma. Od nas wymaga się szerokiego listingu produktów danego producenta, np. jest to około 30-40 SKU podczas gdy ten sam producent utrzymuje około 10 SKU w dyskoncie czy hipermarkecie. Większość nowości produktowych implementuje się do sklepów detalicznych takich jak Lewiatan, to my ponosimy koszty niskiej rotacji i terminowania się testowych produktów, które nie odniosły sukcesu na rynku. To w naszych sklepach jest przewaga napojów w butelkach i to my jesteśmy zobowiązani do przyjęcia ich zwrotów. To naprawdę spora dodatkowa praca dla naszych pracowników. Wystarczy popatrzeć na ilość zamknięć w rynku tradycyjnym i porównać to do otwarć dyskontów. Jeśli producenci nie reagują na nasze uwagi, niestety rezygnujemy ze współpracy z nimi. Dodam też, że w Polsce mamy kryzys w sukcesji dotyczącej naszej branży. Choć walka jest nierówna, wciąż walczymy. Istnienie naszego lokalnego, tradycyjnego sklepu, to także współpraca z lokalnymi dostawcami usług i wytwórców wyposażenia sklepów. Dla przykładu do jednego sklepu potrzebny jest elektryk, chłodnik, budowlaniec, ślusarz, osoba zajmująca się instalacją wodną i kanalizacyjną, serwisanci pozostałych urządzeń oraz tak zwana złota rączka. W skali miesiąca są to dwa lub trzy pełne etaty dodatkowo utrzymujących się osób z działalności tylko jednego sklepu. Do tego należy dodać pracowników firm, z którymi mamy podpisane umowy o świadczenie usług np. Służby Komunalne, PGNiG, Tauron, operatorzy sieci komórkowej, towarzystwa leasingowe, banki, Inpost, Poczta Polska, dostawcy materiałów kosztowych, właściciele wynajętych nieruchomości. W tym również urzędników instytucji nadzorujących pracę placówek handlowych, wymienię tylko kilka z nich: Państwowa Inspekcja Pracy, Państwowa Inspekcja Handlowa, Urząd Skarbowy, Sanepid, Urząd Gminy, Urząd Miasta, Urząd Marszałkowski. Proszę zwrócić uwagę na skalę współpracy i odpowiedzialności za istnienie jednego niezależnego sklepu – JEST OGROMNA!