Handlowcy z krwi i kości

Aktualności

Handlowcy z krwi i kości

W tym miesiącu redakcja „Poradnika Handlowca” po raz pierwszy udała się do Jeleniej Góry – miasta położonego w województwie dolnośląskim, siedziby powiatu karkonoskiego. Siłą sklepów spożywczych w Jeleniej Górze jest tradycja, dogodne położenie, jakość oferowanych produktów oraz bliskie relacje z klientami. – Znam historię wielu z nich – mówi Robert Wiśniewski, właściciel sklepu przy ul. Sudeckiej.

Wieloletni handel

Właściciele tradycyjnych placówek handlowych w Jeleniej Górze, choć dostrzegają konkurencję popularnych sieci, to w większości dobrze się czują na rynku. Za przykład może nam posłużyć sklep zlokalizowany przy ul. 1 Maja, który istnieje od 25 lat, a także placówka przy ul. Sudeckiej, która została otwarta 20 lat temu. Właściciele wspomnianych miejsc to handlowcy z krwi i kości, związani z branżą kilkadziesiąt lat i nie zamierzają na razie się z nią żegnać.

– Jak przyjdzie czas na emeryturę, to być może zamknę sklep, ileż można pracować – zdradza w rozmowie z nami Jolanta Ziemba, właścicielka sklepu Firmowego, przy ul. 1 Maja. – Na razie jednak nie noszę się z takim zamiarem. U nas w sklepie nie mamy żadnych problemów, handluje nam się bardzo dobrze.

Biorąc pod uwagę doświadczenie Roberta Wiśniewskiego, właściciela sklepu Fructus przy ul. Sudeckiej, zapytaliśmy go jak zmienił się handel. – Handluję prawie czterdzieści lat, więc moje doświadczenie jest duże – odpowiada. – Gdybym pracował w tej branży od pięciu lat, to powiedziałbym, że nic się nie zmieniło, jednak widzę różnicę w wielu aspektach prowadzenia biznesu. Jednymi z pierwszych czynników, wskazanymi przez naszego rozmówcę, są rosnące koszty energii, opłacenia pracownika itp. Handlowiec zauważa także, że tak zwanej małej konkurencji już nie ma i zwraca uwagę, że z każdej strony konsumentów otaczają sieci handlowe.

– Nie mam nic przeciwko popularnym, zagranicznym sieciom – zastrzega – potrzebujemy takich sklepów, ale uważam, że powinny być zlokalizowane poza miastem, na obrzeżach. Wiele innych miast w Polsce czy za granicą tak zrobiło. – Mimo konkurencji, podczas naszej wizyty, do sklepu Roberta Wiśniewskiego chętnie wchodzili klienci.

Właściciele, odwiedzonych przez nas sklepów spożywczych, zapytani o ich przepis na sukces wymienili nie tylko ciężką pracę, ale docenili również pracujących dla nich ludzi. – Ludzie się przyzwyczajają i przychodzą dla obsługi – zdradza Jolanta Ziemba. – Moi klienci są bardzo zadowoleni, mówią że ekspedientki są miłe i ja również. W ciągu dnia odwiedzają mnie same znajome twarze. Klienci twierdzą, że dopiero gdy zamykam sklep, to idą do innego. Serce rośnie, gdy zapewniają, że go nie opuszczą.

Pomysł na półkę

Dobrze zaopatrzona półka, to kolejny czynnik decydujący o sukcesie prowadzenia placówki handlowej – tak przynajmniej twierdzą handlowcy z Jeleniej Góry.

– Mam duży wybór produktów spożywczych – mówi Robert Wiśniewski. – Wychodzę z założenia, że gdy klient zobaczy puste półki, to stwierdzi, że w moim sklepie niczego nie kupi. To może być decydujące przy wyborze sklepu podczas kolejnych zakupów.

Podobnie twierdzi właścicielka sklepu przy ul. 1 Maja. Sklep Jolanty Ziemby ma niedużą powierzchnię, dlatego konsument, jak twierdzi handlowczyni, nie zrobi w nim dużych zakupów.

– U nas nie kupi się mięsa ani wędlin – przyznaje w rozmowie z nami. – Poza tym sprzedaje się wszystko. Pracuję na rzecz klienta, dlatego jeśli on potrzebuje jakiś produkt, to staram się go zapewnić już następnego dnia. Współcześni konsumenci szukają także świeżej żywności, dlatego sprzedawcy dbają, aby codziennie zapewnić dostawy warzyw, owoców i pieczywa.

– Klienci wiedzą, że zawsze zakupią u nas świeży, lokalny chleb i bułki – mówi sprzedawczyni w sklepie przy ul. Jana Kiepury. – W lodówce mamy także ryby wędzone, które cieszą się dużą popularnością. Odwiedzający sklep pytają o ten produkt codziennie.

Oprócz tego, w sklepie dostępne są świeże ciastka i wypieki. Sprzedawczyni zdradziła, że największe zainteresowanie nimi jest w niedziele. Na owocach i warzywach swoją działalność oparł Robert Wiśniewski, właściciel sklepu Fructus. – Zaczynałem od handlu warzywami i owocami – wspomina. – Stanowiły one moją podstawę, a na przestrzeni lat stopniowo dodawałem inne produkty spożywcze do swojego asortymentu. Nigdy z kolei nie handlowałem tytoniem i alkoholem. Obok mojej placówki sąsiad miał sklep monopolowy, dlatego nie chciałem mu robić konkurencji.

Dobrym pomysłem na przyciągnięcie klientów do sklepu okazuje się również postawienie Totalizatora Sportowego. – Nigdzie w pobliżu w sklepach spożywczych nie ma możliwości m.in. zakupu zdrapek – opowiada sprzedawczyni w sklepie spożywczym przy ul. Jana Kiepury.

Blisko ludzi

W trakcie naszej wizyty w Jeleniej Górze właściciele sklepów z sympatią opowiadają o stałych klientach. W dużej mierze są to osoby starsze, mieszkające w pobliżu. – Mam sąsiadkę, której powiedziałem, że będę prowadził sklep dopóki ona żyje – śmieje się Robert Wiśniewski. – Zawsze powtarzała, że lokalizacja sklepu jest dla niej kluczowa. Nie tylko umiejscowienie sklepu na mapie miasta ma znaczenie.

Starsi wolą sklepy z decyzyjną obsługą, czują się dobrze, gdy personel ich rozpoznaje i co najważniejsze – lubią porozmawiać. To duża cecha dodatnia tych „mniejszych”. Z kolei tak zwani młodzi dorośli preferują zakupy w sieciach handlowych. Trend ten jest widoczny w wielu innych miejscowościach. Handlowcy nie są tym jednak zaskoczeni. – Takie są czasy – komentują.