Kutno to miasto słynące z róż, które są tu uprawiane od 1912 roku i zdobią okolice w wielu wartych odwiedzenia miejscach. Sprawdziliśmy, jak kwitnie tu handel.
Ponad dziewięćset odmian kwiatów w 1919 r. uprawiało w Kutnie i okolicach około stu pracowników zatrudnionych u braci Eizyków. Ich plantacja była uznawana za najlepszą w kraju. Dało to początek kolejnym plantacjom, aż Miasto Kutno przerodziło się w Miasto Róż. 3 października 1965 r. odbyła się pierwsza kutnowska wystawa róż prezentująca kwiaty z różnych szkółek. Z czasem jarmark zyskał nowe miano: Święto Róży. I rzeczywiście – miasto jest ozdobione wszelakimi odmianami tych pachnących kwiatów, które w październiku nadal cieszą oko. Witają nas już na odrestaurowanym kutnowskim dworcu.
Możliwości dzięki sieciom franczyzowym
Z dworca udajemy się w kierunku centrum Kutna. Pierwszy z odwiedzonych przez nas na trasie sklepów to Lewiatan. Poznajemy właścicielkę, panią Beatę – zaprasza nas do swego biura, które nie jest bynajmniej jej jedynym miejscem pracy. Pani Beata to właścicielka placówki – prowadzi ją już od 20 lat. Sama pracuje w sklepie, ale oprócz tego zajmuje się sprawami biurowymi i finansowymi. Wspiera ją także zgrany zespół złożony z pięciu doświadczonych i zaufanych osób, które bardzo aktywnie podchodzą do swojej pracy. Widać energię w ich działaniu, słychać życzliwe rozmowy. W sklepie zadań nie brakuje, pani Beata zna ten biznes od podszewki:
– Rozumiem moje pracownice, to jest praca stresująca. Praca z ludźmi to czasami wyzwanie.
Pani Beata opowiada o swojej zawodowej codzienności. Jak sama ocenia, bywa bardzo intensywnie, ponieważ oprócz pracy w sklepie wzięła na siebie obowiązki
dotyczące sporządzania i wysyłania zamówień, pilnowania oraz płacenia składek, faktur oraz wszelkich płatności, które wiążą się z prowadzeniem takiego biznesu. Jak wspomina, cały czas jest coś do zrobienia. Po godzinach pracy w sklepie dalszą część swoich obowiązków wykonuje w domu. Czasu dla siebie pozostaje niewiele. Dodatkowo wraz z mężem zdecydowali się także na pracę w weekendy – otwierając sklep w niedziele:
– Nasza placówka cieszy się popularnością, ponieważ jest blisko mieszkańców, można i w niedzielę podejść, by zrobić zakupy. Kiedyś w Kutnie, gdy się coś działo, były tłumy. Teraz obserwuje się tego zdecydowanie mniej – zdradza w rozmowie z naszą redakcją.
To właśnie seniorzy mieszkający na pobliskim osiedlu są stałymi klientami sklepu – najczęściej emeryci. Zdaniem pani Beaty, odwiedzają jej placówkę, ponieważ w marketach oraz dyskontach nie ma interakcji. A ci klienci należą do grupy osób, które lubią przyjść codziennie i się wygadać. Każdego dnia kupują wszystkiego po trochu. Czasem trudno ocenić, co jest prawdziwym powodem ich codziennej rutyny – zakupy, czy chęć spotkania i rozmowy. A po co zaglądają mieszkańcy osiedla do sklepu pani Beaty? Na śniadania wybierają pieczywo, do którego kupują wędliny na plasterki. – Zjedzą i przyjdą na drugi dzień – mówi właścicielka. Z alkoholi z kolei sprzedają się setki i dziewięćdziesiątki, a ponadto dwusetki i półlitrowe pojemności. Latem więcej schodziło napojów bezalkoholowych oraz piw 0 % i smakowych. Sprzedają się również napoje energetyczne.
Pani Beata ocenia miasto jako specyficzne: – Jest dużo zakładów pracy, strefa biznesowa – mieści się tam sporo firm, jeśli ktoś chce iść do pracy, to tam ją znajdzie. Jest wielu Ukraińców, Białorusinów. Młodych rodzin raczej tu nie ma. Kutno to miasto starszych ludzi, młodzi wyjeżdżają do Łodzi, Poznania, Warszawy.
Pani Beata od początku pracowała w handlu z mężem. Mają jedną córkę, ale nie zamierzają przekazywać jej swojego biznesu. Dużo pracują, ciężko im wspólnie wyjechać na wakacje. Pani Beata zauważa, jak wysokie są koszty prowadzenia sklepu. Odprowadza bardzo wysokie składki, jednak efektów tego się nie spodziewa. Wysokość składki zdrowotnej uznaje za kolosalne pieniądze, które nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości. W wyborach liczyła na realną zmianę, jednak nikt nie zrobił jeszcze nic konkretnego dla przedsiębiorców takich jak ona. Po sezonie letnim podjęła decyzję o zredukowaniu ilości lodówek w sklepie.
W handlu każdy dzień jest inny
Kolejny przystanek robimy w Delikatesach Centrum. Trafiamy na przerwę kierowniczki sklepu – pani Marzeny. Jednak coś nam podpowiada, że mimo napiętego grafiku chętnie z nami porozmawia. I rzeczywiście. Zaczynamy od tego, że pani Marzena zdradza, że jest związana z handlem od 14 lat. Chwali się zgranym zespołem, który od początku praktycznie niewiele się zmienił. To sporo ułatwia, każdy wie, co ma robić. Pani Marzena tak charakteryzuje odwiedzających
sklep – U nas jest totalna mieszanka: i młodzi, i starsi, bardzo różni klienci nas odwiedzają. Jedni są bardzo sympatyczni, bardzo uśmiechnięci, ale mamy także klientów bardzo wymagających. Większość jest jednak sympatyczna – zdradza.
Jeśli chodzi o wybierany asortyment, to na bazie swojego doświadczenia kierowniczka placówki przyznaje, że trudno porównać dzień do dnia. Z rana świeże bułki i coś do nich, około godziny 10:00 klienci zaglądają po mięso, wędliny oraz nabiał. Opowiada, że najchętniej wybierają oni delikatesy między innymi ze względu na jakość i promocje. Korzystają z gazetek, wyszukując i kupując najczęściej asortyment świeży: warzywa i to „co z lady”. Resztę zakupów robią przy okazji.
Zakupy od A do Z
Ostatnim sklepem, jaki odwiedzamy w ten słoneczny październikowy dzień, jest kolejny sklep sieci Lewiatan. Pani Karolina opowiada o pracy i odwiedzających
placówkę klientach. Przeważają ci starsi – emeryci, którzy docierają tu z osiedla. Co wybierają podczas zakupów? Najczęściej do koszyka wkładają wędliny na wagę oraz nabiał: śmietany, sery do smarowania pieczywa. Stawiają także na warzywa, a w porze obiadowej zgłaszają się po mięso. Sprzedaje się też alkohol, najczęściej tzw. setki. Na święta sklep organizuje dla swoich klientów promocje. Wtedy konsumenci poszukują składników do potraw wytrawnych, do ciast oraz wszelkich przypraw. Jak mówi pani Karolina, wybory klientów są raczej tradycyjne. Wynika to z pewnością z przyzwyczajeń do smaków oraz codziennych rytuałów.
Marta Rybko