Olga Tylińska: Zdarzało się, że ofiarami wieloletnich tymczasowych aresztów padali przedsiębiorcy, w tym handlowiec Czesław Kowalczyk z Gdyni (wyszedł na wolność po 12 latach, 3 miesiącach i 9 dniach) oraz restaurator Zbigniew Góra z Lublina (spędził blisko 3 lata w areszcie). Jak się później okazało, podejrzenia wobec nich były bezpodstawne. Jak długo można być w Polsce podejrzanym? Są przykłady, że nawet latami, ponieważ brak jest ustawowo określonych górnych granic czasowych stosowania tymczasowego aresztowania. Dlaczego nie uporządkowano do tej pory tej kwestii?
Bartłomiej Przymusiński: Rzeczywiście posłowie od lat nie chcą zmienić przepisów i określić w bezwzględny sposób maksymalny czas trwania śledztwa. Obecne przepisy przewidują możliwość podejmowania przez prokuratora decyzji o przedłużeniu śledztwa na dalszy czas oznaczony. Podobnie w przepisach nie zakreślono w sposób bezwzględny maksymalnego okresu tymczasowego aresztowania. Polskie sądy orzekając w sprawach aresztowych biorą jednak pod uwagę wskazania Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który zawsze restrykcyjnie oceniał możliwość długiego tymczasowego aresztowania. W dwóch sprawach w 2015 r. Trybunał stwierdził, że areszty trwające ponad 2 lata były jednak uzasadnione stopniem skomplikowania spraw, koniecznością zebrania dowodów i surową karą grożącą oskarżonym. Niestety, czasem wynik tego, co zebrała w czasie trwania aresztowania prokuratura jest taki, że oskarżony okazuje się być niewinny. Tego ryzyka przy tymczasowym aresztowaniu zupełnie nie da się uniknąć, bo podstawą aresztowania jest uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa (poza dodatkowymi przesłankami, jak grożąca kara, obawa matactwa itp.). Przy wydawaniu wyroku to podejrzenie musi być już dla sądu pewnością, że było tak, a nie inaczej.
Poszkodowanym należą się od Państwa, jako instytucji, która odpowiada za działania całego wymiaru sprawiedliwości, przeprosiny oraz zadośćuczynienie krzywdom. W wielu tego typu sprawach, nawet przy dołożeniu najwyższej staranności, sąd nie mógł przewidzieć wyniku procesu, a przy stosowaniu tymczasowego aresztu, podejrzenie co do winy oskarżonego było bardzo duże. To niewątpliwie jest bardzo przykre, lecz dopiero przebieg procesu przed sądem pozwolił dokładnie zbadać sprawę i wydać wyrok uniewinniający. Jedyne co w takiej sytuacji można zrobić, to zapewnić poszkodowanemu finansowe zadośćuczynienie, co jest zagwarantowane odpowiednimi regulacjami oraz zrobić wszystko, by do takich sytuacji dochodziło jak najrzadziej. Takie sprawy są omawiane na szkoleniach sędziów, robimy wszystko, aby środek ten stosować tylko w ostateczności. Całkowite wyeliminowanie przypadków niesłusznego aresztowania wydaje się jednak niemożliwe, nie udało się to w żadnym kraju świata. Pomimo ogromnej presji, pod jaką orzekają sędziowie w tych sprawach (bardzo często nacisk mediów, polityków, opinii społecznej) wartością samą w sobie jest to, że decyduje o tym niezależny sędzia, na którego (póki co), prokuratura nie ma żadnych bezpośrednich środków nacisku. Z zapowiedzi ministra Zbigniewa Ziobry wynika jednak, że to może się zmienić, gdyż chce on, aby prokuratorzy dostali prawo oskarżania sędziów przed sądami dyscyplinarnymi, jak też chce mieć możliwość odwoływania prezesów sądów bez większych ograniczeń. To może podkopać te fundamenty swobód obywatelskich.
Polskie prawo dotyczące prowadzenia działalności gospodarczej zawiera wiele sprzecznych zapisów. Zdaniem przedsiębiorców kodeksy są pełne absurdów prawnych, które utrudniają rozwój przedsiębiorczości w Polsce. Dlaczego tak łatwo dochodzi do psucia prawa, a tak opornie idzie usuwanie błędów?
Ilość zmian w prawie przytłacza. Kluczowe ustawy nowelizowane są przez Sejm po kilkadziesiąt razy, czasami ustawa jest zmieniana, zanim jeszcze wejdzie w życie. Chory jest – jak widać – cały system stanowienia prawa. Mam wrażenie, że gdyby przez kilka lat nie uchwalano żadnych zmian w prawie i pozostawiono wyjaśnianie wątpliwości sądom, wszyscy by na tym skorzystali. Tak ukształtowała się kultura prawna common-law, niestety w Polsce nie ma żadnej stabilności prawa. Rozsądny, niezależny i dobrze wykształcony sędzia to często ostatnia deska ratunku dla obywatela.
Czy przekonania polityczne bądź światopoglądowe powinny wpływać na sposób ferowania wyroków przez sędziów/sądy, czy obywatel-przedsiębiorca może się tego obawiać?
Sędziowie oczywiście mogą mieć przekonania lub określony światopogląd, wszak każdy myślący człowiek je ma. Nie ma jednak w naszej pracy miejsca na to, aby przeważyły one nad sumieniem, które nakazuje każdego sprawiedliwie osądzić. Warto, żeby obywatel miał na uwadze, że tak długo, jak sądy będą niezależne od wpływu polityków, tak długo legitymacja partyjna nic w sprawie nie zmieni. Okazuje się, że niektórych polityków to bardzo uwiera, zdarzyło się na przykład, że poseł nazwał obelżywymi słowami sędziego, który nie zgodził się uwzględnić interwencji posła w czyjejś sprawie. Dopuszczenie tego rodzaju „interwencji” to będzie zawsze pokrzywdzenie słabszej strony.
Czy w przypadku uchwalenia przez Sejm przepisu prawa karnego materialnego, które będzie działać wstecz (wbrew zasadzie „Lex retro non agit”), sąd może (niezawiśle) nie uwzględnić takiego przepisu, powołując się na nadrzędność art. 42 ust. 1 Konstytucji RP?
Jest to tak fundamentalna zasada konstytucyjna, że nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby sąd miał wątpliwości jak orzec. Uważam, że sąd mógłby zastosować bezpośrednio przepis Konstytucji.
Dziękuję za rozmowę.