Wywiad z Beatą Stodółką, Dyrektor Generalną FHC i Madas, która prowadzi 54 sklepy Delikatesy Centrum. W rozmowie poruszamy m.in. temat indywidualnych potrzeb danego środowiska, a także wojny w Ukrainie i jej wpływu na handel w regionie Małopolski oraz Podkarpacia.
Klaudia Walkowiak: Jak zaczęła się Pani przygoda z handlem? Na jakich wartościach buduje Pani sukces firmy?
Beata Stodółka: To bardzo dobre pytanie, ponieważ na początku mojej drogi to faktycznie była „przygoda” z handlem. W wakacje, jako licealistka, dorabiałam w kiosku. Spodobało mi się, że ta praca daje możliwość poznawania wielu ludzi, rozmów, wymiany doświadczeń. Pracę w handlu detalicznym rozpoczęłam w 1997 r. jako kierowniczka zmiany, potem sklepu, a od 2007 pracowałam jako kierowniczka regionu w Delikatesach Centrum. W tym czasie zarządzałam kilkunastoma sklepami. Później zostałam dyrektorką ds. handlu, a obecnie jestem dyrektor generalną firmy FHC i Madas. Praca w handlu to konieczność ciągłego dostosowywania się nie tylko do zmieniających się potrzeb klienta i otoczenia, ale także do szybko rozwijających się technologii. Czas epidemii pokazał, że wraz z zespołem umiemy stanąć na wysokości zadania i odnaleźć się w nowej sytuacji. Szybkie wdrożenie procedur w sklepach i zaangażowanie pracowników umożliwiło naszym klientom zakupy bezpieczne oraz blisko domu. W pracy kieruję się przede wszystkim zadowoleniem klienta. Lubię to, co robię i czerpię z tego przyjemność. Myślę, że to się udziela – zarówno naszym klientom, jak i pracownikom. A to właśnie oni są filarem naszej firmy i tylko dzięki nim możliwy jest sukces na rynku. Każda rozmowa z pracownikiem pozwala mi budować plan na to, jak dalej zarządzać firmą. Słucham i wyciągam wnioski, ponieważ to właśnie sprzedawcy najlepiej znają kupujących i ich wymagania. Pozwala mi to także poznać potrzeby pracowników i szybko zareagować na problemy.
Prowadzi Pani 54 sklepy Delikatesy Centrum. Czy są jakieś różnice między nimi, czy dostosowuje Pani swoje działania do indywidualnych potrzeb lokalnego środowiska?
W ofercie naszych sklepów mamy produkty regionalne, a także produkty wytwarzane odpowiedzialnie, z certyfikatami, które potwierdzają stosowanie dobrych praktyk. Współpraca z lokalnymi producentami wpływa na niewielkie w asortymencie poszczególnych placówek. Każdy sklep traktujemy indywidualnie i dostosowujemy nasze działania do konkretnych potrzeb. Wybrane rozwiązania prośrodowiskowe wprowadziliśmy we wszystkich placówkach. Zainstalowaliśmy panele fotowoltaiczne, wymieniliśmy oświetlenie na żarówki LED, mamy torby wielokrotnego użytku i torby papierowe. Staramy się również przeciwdziałać marnowaniu żywności. Regularnie szkolimy pracowników z zakresu odpowiedniego zamawiania towaru i stosowania procedur wypracowanych w firmie, tak aby nie zmarnować zamówionego asortymentu.
Najwięcej Pani placówek handlowych znajduje się w regionie Małopolski oraz Podkarpacia. Jak wojna w Ukrainie wpłynęła na handel na tych terenach? Jak w nowej rzeczywistości odnaleźli się pracownicy sklepów?
W naszych sklepach mamy bardzo silny zespół z dużym doświadczeniem, który szybko dostosował się do nowych, trudnych realiów. Pracownicy otrzymali wsparcie, aby poradzić sobie z dodatkowym stresem. Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy o sytuacji, bo wiedzieliśmy, że dla każdego wybuch wojny, tak blisko granic naszego kraju, stanowił obciążenie psychiczne. To ważne, aby szczególnie w takich chwilach, kiedy pojawiają się emocje, być ze swoim zespołem blisko. Oczywiście wszyscy czuliśmy się nieswojo i pełni obaw, ale przekuliśmy je w działanie. Zorganizowaliśmy zbiórkę najpotrzebniejszych produktów, które dostarczaliśmy bezpośrednio do potrzebujących. W pomaganiu nawet najmniejszy gest ma znaczenie. Dlatego w naszych sklepach zmodyfikowaliśmy asortyment tak, aby przyjeżdżający w nasze okolice uchodźcy z Ukrainy mogli znaleźć produkty, które chociaż trochę przypomną im domowe smaki.
Pandemia, a także wojna za granicą Polski wpłynęły na wiele czynników, m.in. na łańcuch dostaw. Jak obecnie wygląda sytuacja?
Na początku epidemii COVID-19 dało się zauważyć, że zwiększone zakupy konsumentów oraz zachwianie światowego i krajowego łańcucha logistycznego spowodowały chwilowe problemy z dostępnością pewnej części asortymentu. Kupowaliśmy zdecydowanie więcej, niż zazwyczaj produktów z długim terminem przydatności do spożycia oraz środków higieny. Kiedy sytuacja związana z epidemią unormowała się i wydawało się, że powoli wracamy do normalnego trybu pracy, wybuchła wojna w Ukrainie, która ponownie wpłynęła na zmiany zachowań konsumenckich. Ostatni czas pokazał, ze rynek handlu cechuje się niespotykaną do tej pory dynamiką. Coraz częściej w mediach pojawiają się informacje o brakach niektórych produktów czy problemach natury logistycznej. Myślę, że wszyscy musimy nauczyć się funkcjonować w tej nowej rzeczywistości i pogodzić się z tym, że ten przewidywalny świat, który znaliśmy jeszcze nieco ponad dwa lata temu, znacznie się zmienił. Zdajemy sobie sprawę, że mogą nam towarzyszyć zakłócenia w łańcuchach dostaw i cyklach produkcyjnych, które mogą rzutować na dostępność produktów. Rozumiemy to i wiemy, że od tego, jak my poradzimy sobie z tą sytuacją zależy, jak bardzo jej skutki odczują nasi klienci.
Polacy są coraz bardziej świadomymi konsumentami. Jakie są obecnie trendy zakupowe? Czy uważa Pani, że mogą się one zmienić wraz z rosnącą inflacją, a może już uległy zmianie?
Trendem, który dało się zauważyć już podczas epidemii, a który cały czas jest popularny, jest na pewno wybieranie produktów spożywczych przyjaznych środowisku i lokalnych. Oprócz świadomości środowiskowej, rośnie także świadomość dotycząca odżywiania. Czytamy składy, wybieramy produkty ekologiczne i o dobrych składnikach. Myślę, że w związku z inflacją w bardziej przemyślany sposób robimy zakupy.