Męskie Granie 2022 Poznań

Aktualności

Męskie Granie 2022 Poznań

13. edycja Męskiego Grania wystartowała 24 czerwca w Poznaniu. Choć w tym roku trasa odwiedza aż osiem miast, a organizatorzy zapewniają, że w każdym z nich powiększyli teren imprezy by zmieścić więcej fanów, to bilety i tak rozeszły się w kilka minut. Tylko Dawid Podsiadło wyprzedaje swoje koncerty równie szybko co trasa Męskie Granie.

Tegoroczna formuła zbliża imprezę do największych festiwali. Dwa dni, trzy sceny i szeroki wybór gatunków i artystów. Od tych zaczynających swoją karierę, po aktualną czołówkę polskiej sceny muzycznej. Oczywiście poszerzone spektrum nie wszystkim przypadło do gustu, jak i tegoroczny hymn „Jest tylko teraz”, ale trudno nie zauważyć, że na całym świecie w line-upach festiwali, gitarowy rock musi dzielić sceny z innymi gatunkami, a czasem nawet walczyć o utrzymanie się.

DZIEŃ PIERWSZY

Pierwszy dzień na poznańskiej cytadeli miał niezwykle silny skład. Główną scenę otworzył Mitch & Mitch con il loro Gruppo Etereofonico w klimatach bosa nova, ale przy ponad 30 stopniowym upale publiczność była jeszcze ospała. Na znacznie powiększonej Scenie Ż – w sporym namiocie – FISMOLL swoimi spokojnymi piosenkami dawał wytchnienie od upału. Na dużej scenie zrobiło się za to „Woodstockowo”, a to za sprawą Wojtka Mozelwskiego i jego projektu YUGEN. Wojtek większość koncertu grał na siedząco, w kapeluszu (jak dał radę w tym upale?) emanując radością grania i wdzięcznością za dobre przyjęcie… bo gdy na scenie na kilka piosenek dołączyli do niego goście – Bela Komoszyńska z Sorry Boys oraz Wojtek Waglewski zrobiło się naprawdę gorąco! Lider Voo Voo nie tylko popisał się świetną grą na gitarze, ale także zaśpiewał jeden z utworów Yugena. Atmosfera lat przełomu lat 60 i 70 unosiła się nad poznańską cytadelą, nie tylko za sprawą kwiatów na sukni Beli.

Duet Karaś/Rogucki, który w wersji koncertowej jest kwartetem, zaprezentował sporo nowych piosenek z zapowiadanej na wrzesień drugiej płyty. Ich występy mają fantastyczny funkowy drive, podsycany interakcją liderów i żywiołową grą gitarzysty wyglądającego niczym amisz.

Daria Zawiałow, to obok Sanah, najpopularniejsza dziś polska wokalistka. Trudno uwierzyć, że zaledwie 5 lat temu grała na małej scenie Ż. Reakcja publiczności na jej wejście mówi sama za siebie. Ekran, który do tej pory tylko nieśmiało wyświetlał nazwy artystów, rozświetlił się starannie dobranymi wizualizacjami w charakterystycznej kresce japońskiej mangi. Artystka zaprezentowała 8 utworów, nie zabrakło przełomowego „Malinowego chruśniaka”, przebojowej „Szarówki” czy „Metropolis”. Daria często sięgała po gitarę, ale oczywiście pierwsze skrzypce gra tu Rubens, który na zakończenie wspólnie z nią wykonał – po raz pierwszy na żywo – autorskie „Wszystko OK”.

Po świetnie przyjętej, choć ciut za krótko grającej Zawiałow, kolejny artysta miał wysoko ustawioną poprzeczkę… ale, że był to aktualny król polskiej sceny muzycznej – Dawid Podsiadło, to przysłowiowo jeszcze „dołożył do pieca”. Zaczął od dwóch hymnów Męskiego Grania – „Elektryczny” i „Wataha”. Takiego Dawida chciałbym oglądać częściej, ostry z pazurem. Panie Podsiadło jak z tym obiecanym drugi albumem Curly Heads? Nie zabrakło świetnie przyjętego w dniu premiery singlowego „Post”, z niezwykle mądrym ironicznym tekstem oraz drugiej nowości – powoli narastającej – „Szarość i Róż” (bez orkiestry znanej ze stadionów). Był rarytas w postaci „Elephanta” z debiutu i kolejne, entuzjastycznie przyjęte, dwa single Męskie Grania – „Początek” – skwitowany komentarzem: „wybaczcie Krzysiek (Zalewski) śpiewa to lepiej” i „Ciebie też bardzo” z gościnnym udziałem Darii Zawiałow. „Nieznajomy” jak zawsze zahipnotyzował publiczność, a na pożegnanie resztki energii z publiczności wyssał „Małomiasteczkowy”. Doskonały zróżnicowany set, jeśli ktoś był na stadionowych koncertach Dawida, to ten Męsko-Graniowy jest wybornym suplementem i zwieńczeniem pierwszego dnia.

DZIEŃ DRUGI

Po tak mocnym początku, trzeba przyznać, że drugi dzień Męskiego Grania w Poznaniu był nieco spokojniejszy. Odnoszę wrażenie, że otwierający dużą scenę występ WaluśKraksaKryzys był na tyle dobry, że mógłby spokojnie poprzedzać samo „Grande finale”. Piorunująca dawka gitarowego rock’n’rolla bardzo rozgrzała poznańską publiczność, ze świetnym „Tuż przed północą” na czele. Po ekipie Walusia na scenie zameldowali się powracający weterani – Cool Kids Of Death. „To dla nas drugi występ w ciągu 13 lat, więc jesteśmy trochę stremowani” zapowiedział tryskający energią Krzysztof Ostrowski. W ich secie nie zabrakło gorąco oklaskiwanych „Butelek z benzyną”. Oby była to długofalowa reaktywacja.

Kolejny na scenie zameldował się Mioush… w doborowym towarzystwie Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” by zaprezentować „Pieśni współczesne”. To niezwykle ambitny projekt artystyczny i choć temperatura na widowni lekko opadła, to bynajmniej nie zaangażowanie i skupienie. Było na co popatrzeć – zespół i solistki „Śląska” w strojach ludowych i gościnne występy – zjawiskowej Julii Pietruchy, Marceliny, Justyny Święs czy Kwiatu Jabłoni. Niezwykle eklektyczny projekt. Mimo pewnego wyciszenia, Mioushowi udało się rozbujać publiczność.

Kolejny na scenę wyszedł popularny Kortez, jego „projekt specjalny”, polegający na graniu swoich piosenek w „duo-akcie” z Tomaszem Ziętkiem, choć artystycznie ciekawy, to jednak okazał się trochę za spokojny na „primetime” festiwalowej sceny, temperatura wyraźnie opadła. Na pewno ku uciesze ekologów, którzy w lokalnych mediach narzekali, że „głośna muzyka” źle wpływa na ekosystem Cytadeli.

MĘSKIE GRANIE ORKIESTRA

Tegoroczna Orkiestra miała wiec podwójnie trudne zadanie, po pierwsze, przekonać do siebie krytyków jej hymnu, po drugie porwać publiczność… Zaczęli piekielnie mocno „Artystami” KNŻ. Jeśli ktoś miał wątpliwości co do „powołania” Bedoesa to taki „strzał” w pierwszej minucie musiał je rozwiać. „Chciałbym zapowiedzieć piosenkę mojego ojca, ale on nie pisał piosenek…” zapowiedział Krzysztof Zalewski. Co innego tata duetu Kwiat Jabłoni – po tym wstępie wybrzmiała doskonała wersja „Dzieci” Elektrycznych Gitar z Walusiem wspierającym MGO na wokalu, gitarze i klapkach (wybijających rytm). Porywająco wypadł też „Kawałek podłogi” Mr.Zoob śpiewany głównie przez Zalewskiego. Trudno nie odmówić zaangażowania Bedoesowi w jego własnym „1998”, dedykowanemu mamie, choć raper często znikał ze sceny to widać, że jest dobrym duchem tego składu (udawane solo na mandolinie Jacka Sienkiewicza!). Dla lubiących rap jego interpretacja „Polskie Tango” Taco Hemingwaya była jednym z najmocniejszych punktów wieczoru. Mi jednak bliżej do „Nie pytaj o Polskę” Obywatela G.C. z kapitalnym aranżem i popisem wokalnych umiejętności muzycznego lidera orkiestry – Zalewskiego.

Główny set zwieńczył tegoroczny singiel „Jest tylko teraz”. Wszelkie wątpliwości co do jakości tegorocznego składu były już na tym etapie rozwiane, o czym świadczy chóralne śpiewanie przez poznańską publiczność wersów „nie ma co się bać!”. Na bis zagrali ponownie „Nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic nie było” z repertuaru Voo Voo, wpisujące się w macierzysty klimat Kwiatu Jabłoni, wspólnie odśpiewane i wyklaskane przez poznańską publiczność (i klapki Walusia!). Do finału w Żywcu, na pewno coś jeszcze zmienią (ciut więcej przestrzeni dałbym Kasi Sienkiewicz), ale krytycy składu i singla chyba zostali uciszeni…

Na mniejszych scenach działo się tyle, że jak na rasowym festiwalu, ciężko to wszystko obskoczyć. Na Scenie Ż – aplauz za energetyczny występ zebrała Wieniawa, szczególnie gdy dołączył do niej Skubas by wspólnie zaśpiewać „Nie mam dla Ciebie miłości”. Pełno w namiocie było także w trakcie porywającego występu Zdechły Osa, braci Kacperczyk, Baranovskiego czy Jan-Rapowanie. Warto odnotować udane koncerty Syndromu Paryskiego i Wczasów. Na scenie 357 wystąpili K-Essence i Dawid Tyszkowski. Kto z nich za 2-3 lata będzie porywał publiczność na głównej scenie? Zobaczymy… Ilość tegorocznych artystów w składzie wydarzenia robi wrażenie, Polska muzyka ma się niezwykle dobrze, a Męskie Granie jest od lat jednym z jej głównych kół zamachowych!

 

Tekst i foto: Zbyszko Zalewski