Ujawnienie w pierwszej połowie czerwca listy polskich zobowiązań, zawartych w Krajowym Planie Odbudowy, wywołało szok. Całkowicie zrozumiały. Opinia publiczna wiedziała dotychczas, że spór toczy się o sprawę sądownictwa, a konkretnie o trzy szczegółowe warunki, których spełnienia domaga się Komisja Europejska. Tymczasem po zatwierdzeniu KPO przez KE okazało się, że blisko 240-stronicowy dokument zawiera prawie 300 warunków oraz celów, jakie mają być wypełnione w konkretnych terminach przez Polskę. Te pierwsze są konieczne, żeby pieniądze otrzymać, te drugie mają być za te pieniądze realizowane. W sumie z Funduszu Odbudowy w formie bezzwrotnej ma do nas trafić około 100 mld zł, czyli raptem jedna piąta rocznych przychodów polskiego budżetu.
Warunki, nazywane z angielskiego „kamieniami milowymi”, nie są w dużej części drobne czy marginalne. To w ogromnej mierze sprawy dotyczące codziennego funkcjonowania Polaków i mogące mieć na nie przemożny wpływ. Największa awantura wybuchła – trudno się dziwić – wokół kwestii związanych z transportem, czyli sprawy podwyższonej opłaty rejestracyjnej dla pojazdów spalinowych, nałożenia na ich właścicieli specjalnego podatku czy wprowadzenia opłat za przejazdy wszystkimi nowymi autostradami i drogami ekspresowymi (4100 km). Tym handlowcy powinni się również zainteresować, bo sami korzystają w pracy z samochodów, które takim obostrzeniom by podlegały, a to znacząco podniesie koszty prowadzenia działalności.
Są jednak w KPO także warunki, mogące mieć wpływ na rynek pracy. Tak jest z wiekiem emerytalnym, choć tu akurat, wbrew szumowi medialnemu, nie ma mowy o jego obowiązkowym podwyższeniu, a jedynie o wprowadzeniu rozwiązań (m.in. ulgi podatkowej) promujących pracę po osiągnięciu tego wieku.
Natomiast na stronie 59. dokumentu pod kodem A71G znajdziemy warunek polegający na ozusowaniu wszystkich umów cywilno-prawnych. Celem na być „zmniejszenie fragmentacji rynku pracy”, a opis nie pozostawia wątpliwości: w życie ma wejść akt prawny, na mocy którego wszystkie umowy cywilnoprawne mają zostać objęte obowiązkiem składkowym, niezależnie od przychodu, obejmującym wszystkie rodzaje ubezpieczenia – emerytalne, rentowe, chorobowe itd. Termin realizacji jest bardzo bliski: pierwszy kwartał przyszłego roku. Dla rynku pracy oznaczałoby to rewolucję, przynoszącą fatalne efekty.
Przede wszystkim niepojęty jest sposób załatwiania sprawy, która nie od wczoraj była przedmiotem zażartych dyskusji i absolutnie nie powinna być forsowana w ten sposób – najpierw negocjowana w ukryciu, a potem przedstawiana jako niepodlegająca już debacie część KPO. Objęcie wszelkiego rodzaju składkami ubezpieczeniowymi wszystkich umów cywilnoprawnych bez żadnej granicy przychodu byłoby potężnym uderzeniem w pracodawców, bo znosiłoby nawet te ustalenia, które ostatecznie zostały zawarte w Polskim Ładzie.
Jest też problem z umowami o dzieło, które są wyjątkowym i szczególnym rodzajem kontraktu. Nie funkcjonują często w handlu, ale mają znaczenie dla wolnych zawodów. Gdy po raz pierwszy pojawiły się pomysły ich ozusowania, wskazywano, że specyfika tych umów, zwłaszcza ich nieregularność, uniemożliwia sprawiedliwe obliczenie składki. KPO nie przewiduje jednak wyjątków, a jednocześnie rząd stwierdza, że ten warunek umów o dzieło nie dotyczy.
Handel, w którym umowy cywilnoprawne są normalne, częste i całkowicie uzasadnione, byłby jedną z największych ofiar KPO. Rada jest teraz tylko jedna: organizacje branżowe i nawet pojedynczy handlowcy nie mogą pozwolić, żeby ta regulacja została zaakceptowana jako coś oczywistego. Nie chodzi tu tylko o jej opóźnienie – bo taki postulat już się pojawia – ale o rezygnację z niej w ogóle. Część polityków obozu władzy uważa, że warunki KPO można renegocjować. Trzeba naciskać na rząd, żeby to właśnie uczynił.
Autor: Łukasz Warzecha