Geofencing w FMCG

Aktualności

Geofencing w FMCG

Dzięki oznaczaniu stref geofence można zbierać dane o lokalizacji klientów, analizować je i na tej podstawie przygotowywać spersonalizowane oferty. Nie dość, że sieć handlowa trafia z odpowiednim komunikatem do wybranej grupy osób, to jeszcze zyskuje wiedzę o tym, w jakim stopniu jej kampania okazała się skuteczna.

Geofencing precyzyjnie mierzy ilość i długość czasu spędzonego w danej strefie geofence. Dzięki temu właściciel placówki handlowej wie, że np. tysiąc osób przychodzi do jego sklepu tylko 2 razy w tygodniu. Mając taką informację, może postawić sobie za cel podniesienie częstotliwości ich odwiedzin. Wówczas należy skierować określone działania marketingowe tylko do tych konsumentów i mierzyć, jak wzrasta wskaźnik, np. na przestrzeni 2 miesięcy. Cała akcja mogłaby kosztować 20 tys. zł i byłaby to w pełni wykorzystana inwestycja.

Nikogo już nie dziwi, że zostawienie śladu poszukiwań w wyszukiwarce internetowej oznacza natychmiastowe natężenie reklamy szukanej wcześniej oferty w każdym cyfrowym formacie. Geofencing pozwala dokładnie na to samo, tylko w rzeczywistym świecie. Tworzona jest historia przekraczania kolejnych stref geofence przez konsumenta. Sklepy mogą przyciągać nowych klientów wyjątkowymi rabatami. A centra handlowe są w stanie analizować różne odcinki na swoim terenie i zamieniać miejscami najemców lokali, zgodnie z faktycznymi zwyczajami klientów.

– Stosując marketing aktywny przy użyciu geofencingu, można zachęcać klienta do robienia zakupów w najbliższych mu sklepach. Możliwe jest podniesienie sprzedaży nawet o 10% w skali stosowanego narzędzia. To estymacja oparta o efekty podobnych działań marketingowych, w których wykorzystuje się nowoczesne technologie. Istotna jest nie tyle wysokość wzrostu, co jego stabilność. Chodzi o trwałe utrzymanie dodatkowego zainteresowania konsumentów w zrównoważonych, powtarzalnych kampaniach – zaznacza Andrzej Wojciechowicz, Ekspert Komisji Europejskiej i rynku FMCG.

Znając zwyczaje konsumenta, można łatwo go zaskoczyć wiadomością wyświetloną na ekranie telefonu. Nadawca wykorzystałby element zaskoczenia. Dodatkowo wskazałby limit czasowy. W ten sposób można niemal natychmiast przyciągnąć kupującego do sklepu i zaoferować mu kolejne, dedykowane promocje już na miejscu. 

– Jednak trzeba pamiętać o tym, że geofencing nie sprawdzi się we wszystkich branżach, m.in. w samochodowej czy w meblarskiej. Pojazdy i meble z reguły nie są często i spontanicznie nabywane przez Polaków. Ale takie rozwiązanie świetnie sprawdzi się w przypadku najczęściej kupowanych produktów spożywczych, chemicznych czy kosmetycznych, a także w sektorze odzieżowym i obuwniczym – dodaje Andrzej Wojciechowicz.

Maciej Tygielski, Szef Sprzedaży w Grupie AdRetail, twierdzi też, że geofencing szczególnie posłuży średnim sieciom, które nie mają wielomilionowych budżetów na reklamy, a chcą lepiej konkurować z największymi graczami. Natomiast duże firmy handlowe mogą porównywać reakcje klientów w różnych województwach, miastach a nawet w pojedynczych sklepach. Dzięki temu mają szansę lepiej dopasowywać oferty do zwyczajów zakupowych występujących regionalnie.

Szybkość osiągalnych rezultatów zależy też od założonego celu. W przypadku cyklicznych kampanii marketingowych, np. gazetek promocyjnych online, na początku można dowiedzieć się, czy po konsumpcji pojedynczej treści reklamowej użytkownicy serwisów udają się do tradycyjnych sklepów. To zupełnie nowa jakość informacji o klientach. 

– Jestem daleki od wpadania w zachwyt jakimkolwiek nowoczesnym narzędziem, podnoszącym sprzedaż. Zarówno sprzedawcy, jak i klienci potrzebują oswoić się z geofencingem. Nie można przesadzić z ilością wysyłanych ludziom wiadomości. Konsumenci nie lubią nachalności. Zawsze mogą wyłączyć daną aplikację i pozostać poza zasięgiem sklepu. Geofencing sam w sobie to narzędzie pomocnicze. Jeżeli nie wesprą go dobrze przemyślane kampanie, to nieumiejętne wykorzystywanie przyniesie skutek odwrotny do założonego – podsumowuje Andrzej Wojciechowicz.

Źródło i foto: Monday News